Obrośnięty legendami i ociekający tłuszczem, obiekt pożądania i źródło lęku- azjatycki street food, czy jak kto woli, jedzenie uliczne, z reguły w dosłownym znaczeniu tego słowa. Przyrządzane na oblepionym starym olejem gastro- wózku, na opalonym wooku, skręconym w przydomowym warsztacie z drutu grillu. Podawane na metalowym talerzu, owinięte w gazetę, w wysłużonej plastikowej lub obtłuczonej szklanej misce, na papierowej tacce lub w foliowej torebce. Spożywane siedząc na zbitym ze starych skrzynek po warzywach prowizorycznym taborecie, plastikowym krzesełku dla krasnoludków lub na krawężniku. Bambusowymi pałeczkami, metalową łyżką, plastikowym widelcem, drewnianym szpikulcem lub palcami. Egzotyczne, ostre, pyszne. Jeden z najważniejszych elementów doświadczania lokalnej kultury i czerpania przyjemności z podróżowania, ale i jeden z podróżniczych strachów- nikt co prawda chyba jeszcze od klątwy rambutana (jak nazywam pieszczotliwie turystyczną biegunkę) nie umarł, ale problemy żołądkowe potrafią boleśnie popsuć wyjazd, zawężając pole zwiedzania do promienia kilku metrów od toalety i łóżka. Jak zatem wybierać miejsca i potrawy, aby było nie tylko smacznie, ale i bezpiecznie? Oto kilka wskazówek od street-foodowej maniaczki (czyli mnie).
Przede wszystkim nie daj się zwariować. Jak słyszę o odkażaniu pałeczek płynem antybakteryjnym to chce mi się śmiać (i życzyć smacznego, fuj!). Jak słyszę o unikaniu street foodu na rzecz turystycznych knajp, to mi autora takiej decyzji szczerze szkoda, bo nie wspominając o wartościach smakowych, to właśnie jadłodajnie nastawione na krótkoterminowych „dziś jem, jutro wyjeżdżam” konsumentów szkodzą najbardziej. Street food w Azji wręcz trzeba jeść! Należy tylko przestrzegać kilku prostych zasad:
Zapomnij o turystycznych barach. Jeśli chcesz jeść autentyczne, świeże i tanie jedzenie, wybieraj miejsca, gdzie stołują się miejscowi. Najlepiej te, gdzie miejscowi stoją w długich kolejkach- to wszędzie na świecie znak jakości, tak jak pusta restauracja wszędzie wróży ryzyko.
Wiele straganów ulicznych przygotowuje jedzenie wcześnie rano, a następnie sprzedaje je przez cały dzień. Potrawy stoją więc w upale, osłonięte od kurzu ulicy, natrętnych much i innych insektów co najwyżej przybrudzoną firanką lub kawałkiem gazety. Jeśli koniecznie chcemy zjeść w takim miejscu to tylko rano, gdy potrawy zostały dopiero przygotowane. Polecam jednak wybieranie stoisk, na których jedzenie jest przyrządzane na bieżąco i na naszych oczach.
Jeśli widzisz obeschnięte surowe mięso leżące w pełnym słońcu- nie jedz tam. Jeśli po produktach chodzą muchy, nabiał nie jest przechowywany w lodówce lub chociaż w lodzie- nie jedz tam. Tu nie ma żadnej Ameryki do odkrycia.
Zatrucia pokarmowe to bardzo często zatrucia… wodą. Są miejsca, gdzie ze względu na zagrożenie tyfusem czy cholerą, nawet do mycia zębów powinniśmy używać wody butelkowanej lub przegotowanej, a co dopiero mówić o bezpośrednim spożywaniu. Unikajmy więc napojów z lodem (wiem, boli i ja często tej zasady nie stosuję, ale i swoją cenę za tą beztroskę zapłaciłam nie raz), owocowych zmrożonych szejków i oczywiście picia wody z kranu (gratisową wodę w restauracji pijmy tylko wtedy, gdy jest gorąca- mamy wtedy pewność, że została przegotowana).
Pocięte na kawałki mango, arbuzy i melony wyglądają apetycznie i wygodnie. Często zostały jednak pokrojone bo były już nadgniłe, często zostały przepłukane wodą z kranu i prawdopodobnie leżą w słońcu i fermentują już od kilku godzin. Jeśli koniecznie chcesz kupić krojone owoce, wybierz całe mango czy ananasa i poproś żeby sprzedawca pokroił je dla ciebie na twoich oczach.
Problem mycia w zanieczyszczonej wodzie dotyczy również podawanych na surowo warzyw (których swoją drogą w azjatyckiej kuchni nie ma zbyt wiele). Brzmi niewiarygodnie, ale smażona w głębokim tłuszczu krewetka, jest bezpieczniejsza od przepłukanej kranówką zielonej sałaty. Dla własnego bezpieczeństwa wybieraj więc warzywa duszone lub smażone, unikaj jedzenia ich na surowo.
Oszczędzaj swój żołądek, dawkuj nowości i potencjalne niebezpieczeństwa. Nie zamawiaj pierwszego dnia w Azji najostrzejszego zielonego curry (a jeśli to robisz, to miej świadomość, że naprawdę OSTRE boli trzy razy), nie zagryzaj go smażonymi skorpionami i nie popijaj świeżą krwią z węża. Daj sobie i swojemu organizmowi czas, by przyzwyczaić się do lokalnych przypraw i odmiennej flory bakteryjnej. Smakuj, ale nie cwaniakuj, a będziesz najedzony i zadowolony. Smacznego!
Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Jesteś fanem egzotycznej kuchni? Zajrzyj do innych artykułów z działu SMACZNIE.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
daria
24 stycznia 2016Dzięki! Przyda się już za kilka dni!:)
Pozdrawiam Was!:)
Aleksandra Świstow
26 stycznia 2016Smacznego i wspaniałeś podróży!
Daria
24 stycznia 2016Oj tak… co do surowych warzyw i owocow to jest prawda. Zdradzily mnie nie raz!!! Ale coz pocznie wegetarianka mieszkajaca w Chinach? Czasami glod byl wiekszy niz rozdasek.
Pozdrawiam
Aleksandra Świstow
26 stycznia 2016A gdzie dokładnie mieszkasz Daria? Bo przyznam, że w Shenzhen wegetarianie mają duży (i pyszny!) wybór. Ale znam Twój ból- nie wyobrażam sobie być w Azji i nie jeść owoców.
Kashka Mak
24 stycznia 2016Przezylam zatrucie pokarmowe za kazda wizyta w Azji
Pojechana
24 stycznia 2016Ja biorąc pod uwagę czas spędzony w podróży i swoją beztroskę (jak picie piwa z lodem absolutnie wszędzie czy picie wody wprost ze strumienia w Birmie) miałam zatruć bardzo mało (z tego co pamiętam to 3 przez ostatnie pół roku w drodze i 2 przez 2,5 roku mieszkania w Chinach) i to z reguły owocami lub warzywami. Typowym azjatyckim daniem zatrułam się raz i to w restauracji, a nie na ulicy. Najgorzej cierpiałam po zjedzeniu… omleta na Filipinach. Jednak żołądek żołądkowi nierówny, a poza tym czasem mimo ostrożności ma się po prostu pecha lub, jak ja, mimo jej braku, szczęście.
Bea
27 stycznia 2016Jest prosty sposób, uniknie się niepotrzebnych problemów żołądkowych popijając krótko po posiłku alkohol. Sprawdzony sposób, oczywiście tylko dla dorosłych.
Karolina Chmielinska
24 stycznia 2016Ja od czterech lat podróżuje w te rejony z dziećmi i nie mamy problemów a nasze posiłki są głównie z ulicy tam gdzie jedzą lokalsi
Aleksandra Świstow
26 stycznia 2016Super! Normalnie zazdroszczę Twoim dzieciakom dzieciństwa :-)
wg108
24 stycznia 2016Pozdrawiam! Świetnie napisane
Aleksandra Świstow
26 stycznia 2016Dziękuję :-)
Milena
24 stycznia 2016W Tajlandii nam radzili , ze kostki lodu tak ale tylko te drobne , duze kostki lodu nie . Nie pamietam dlaczego wlasnie tak,ale dzialalo ! :-))
Aleksandra Świstow
26 stycznia 2016Te wielkie kostki lodu (cięte z bloku) to 100% są z kranówki. Z tymi małymi to nigdy nie wiadomo, taki ryzyk-fizyk ;-)
Rycho
25 stycznia 2016Kiedyś (1978r.) do Firmy przyjechała delegacja z Mongolii . Obiadek powitalny w „Klimczoku”- Barszczyk z krokietem i „Jadło drwala”
No i to „Jadło” zmogło bohaterskich potomków Dzingisa !! Na spotkanie wieczorne przyszedł tylko tłumacz (nie jadł-bo tłumaczył,
zjadł szybko krupnik na podrobach- i polakom tłumaczyl mongolski na rosyjski ! Sądził ,że rosyjski jest językiem wszystkich z RWPG)
Ciekawoska : zastaliśmy OBDAROWANI w imieniu CZu-enlaja pocztówkami- a 1szt/łeb. (na 5 osób-TRZY zostały wyróżnione )
Wiedzieliśmy ,że podobnie przeżyli góralski poczęstunek nasi Włosi – ale po moich doświadczeniach z kumysem sądziłem ,że
Jeżdżcy stepowi nie padną !-
Aleksandra Świstow
26 stycznia 2016Dobra historia! Ja polskim jadłem tylko Francuzów raczyłam, ale mieli się po nim świetnie. Skubani nawet polskim nalewkom dali radę! ;-)
Karina
5 lutego 2016Dobra rada, dzięki
Aldona
30 marca 2016Bardzo przydatne rady na każdy wyjazd, bo przecież we wszystkich egzotycznych krajach powinno przestrzegać się tych zasad żeby wyjazd minął ciekawie i zdrowo.
LaotańskieOpowieści
29 kwietnia 2016Ja jeszcze dodałabym jedną radę. Nie jedz owoców morza jeśli jesteś kilkaset km od wybrzeża. W Laosie owoce morza są popularne i Laotańczycy je bardzo lubią i jedzą. Ja też jadam. Ale nie z ulicy. Owoce morza lepiej tu zjeść w dobrej sprawdzonej restauracji. Ja zatrucie pokarmowe miałam może ze 3 razy w ciągu ostatnich już prawie już 4 latach pobycia w Laosie, więc całkiem nieźle, a piwa Beer Lao bez lodu nie uznaje! :) Pozdrawiam.
Weronika
29 kwietnia 2016Muszę przyznać, że większość Chińczyków jednak streetfood odradza, mówiąc, że to dobra atrakcja dla turystów, ale tak naprawdę to jedzenie to syf, bo tego nikt nie kontroluje :) Co prawda problem może leżeć też w mentalności mieszkańców, bo mój aktualny chiński partner wychował się w typowej szanghajskiej familii z klasy średniej, ale moje chińskie współlokatorki czy też współpracownicy są zgodni, że to jedzenie jest dobre dla turystów i ludzi pracujących w gorzej płatnych zawodach. Przyznam, że nieźle mnie nastraszyli. Oczywiście drugi biegun czyli „restauracje dla turystów” jest tak samo zły, okropność. Z drugiej strony każde centrum handlowe jest wypchane typowo chińskimi lunchówkami jak makarony czy mój ulubiony „Ma la tang” (麻辣烫) i wydaje mi się że to jest najbardziej optymalne miejsce do jedzenia.
Bazzar
28 marca 2017na samą myśl o tym co piszesz .. myślę o zabraniu ze sobą suchego prowiantu :)
Krzysztof
10 maja 2016Uwielbiam próbować nową kuchnię i nieznane potrawy, jadłem już świerszcze, szczury, czy zupę z węży.
Foto Leecho
29 września 2016Miałem okazję (i sumiennie je wykorzystałem) jeść w hawkerach, dai pai dongach i wszelkich innych garkuchniach ulicznych w Korei, Singapurze, Malezji, Kambodży, Chin i Turcji. I żyje. I polecam. Bo warto!
Pojechana - The Real Gone
30 września 2016Prawdę mówi, polać mu!
Jerzy Ostrowski
29 września 2016Foto Leecho-ciesze sie ,ze żyjesz.Gratuluje odwagi.Nie skusiłem sie-,chocby miało działac lepiej niz viagra i dac 200 lat zycia.
Foto Leecho
29 września 2016:-) Owszem okupiłem te czynności kilkoma rozwolnieniami. Ale trudno. Restauracje, bary, fastfoody i bary mleczne mam na miejscu w kraju.
Magdalena Kam
29 września 2016Uwielbiam!!!!
Bazzar
28 marca 2017Niby rady oczywiste ale niejednokrotnie turyści zapominają o nich – tracąc część wakacji np. w toalecie :P
Juzek
9 marca 2018Fajny i ciekawy poradnik, choć znając moje umiłowanie próbowania nowych rzeczy pewnie szybko dopadło by mnie jakieś zatrucie ale kilka kieliszeczków polskiej wódki i problem mija :)