Od dawna wiedziałam, że łatwo adaptuję się do nowych miejsc: po tygodniu podóżowania samochodem po Australii nazywałam go domem (i wcale nie wydawało mi się dziwne, że mówię „idę do domu” kierując się w stronę parkingu), a po kilku dniach spędzonych w Pekinie umawiałam się ze znajomym „w naszym” barze. Naprawdę wiele mi nie trzeba,…