Co najbardziej w sobie lubisz?
Radość życia. To, że budzę się w dobrym humorze i cieszą mnie małe, na pozór zwyczajne rzeczy. Że śpiewam podczas sprzątania i tańczę przed lustrem mierząc ubrania. Że przyjemność sprawia mi zbieranie muszelek na tropikalnej plaży, krzywych patyków w lesie na warszawskiej Woli i bryza wiosennej burzy na skórze, gdy staję w otwartych drzwiach balkonowych. Że dużo się śmieję, również ze swoich własnych żartów. Że sama sobie wymyśliłam, że każdy różowy zachód słońca jest dla mnie i że za każdym razem, gdy widzę różowe niebo, ta myśl robi mi miło w brzuchu.
Fajnie mi się żyje ze sobą. Lubię spędzać ze sobą czas. Dziś są moje urodziny, kończę 38 lat.
To mój dzień, więc będzie o mnie. To blog dla Was, więc będą odpowiedzi na Wasze pytania – piszcie co chcielibyście o mnie wiedzieć w komentarzach. Poniższe pytania pochodzą z Q&A na moim Instagramie.
Czy nie męczy cię już ociekanie zajebistością?
Zajebistość jest zajebista. Męczy mnie moje lenistwo i słomiany zapał, ludzie bez poczucia humoru, głupota, bezrefleksyjność i jet lag (choć w 2020 roku zaczęłam za nim tęsknić, a nie przypuszczałam, że kiedykolwiek to powiem).
Czy jesz mięso?
Nie. Od lat nie jem mięsa z empatii do zwierząt i z troski o naszą planetę. Tak zupełnie uczciwie mówiąc, to jestem semiwegetarianką (czy też pescetarianką), czyli zdarza mi się (bardzo rzadko, ale jednak) jeść ryby i owoce morza – tłumaczę to tak, że nie jem tych zwierząt, które wolałabym przytulić, małże do nich nie należą.
Jakie masz wymiary?
Różne, co najmniej trzy.
Jaką byłaś uczennicą?
Byłam prymuską z niewyparzonym językiem. Prym wiodłam też w YOLO numerach. I tak mi zostało.
Kiedy nowa książka?
Już mi głupio podawać termin, bo od dwóch lat obiecuję, obiecuję i… mam zaczęte trzy książki, ale wszystkie trzy wymagające jeszcze długich miesięcy wytężonej pracy. A ja, niestety, jeśli chodzi o pisanie „moich rzeczy”, funkcjonuję w trybie artystki, co praktycznie uniemożliwia wrzucenie pracy nad książką w jakiekolwiek ramy czasowe. Będzie. Chciałabym, żeby była w sprzedaży już wiosną (jako ebook) i przez ostatnie kilka tygodnie starałam się stworzyć sobie, na tyle, na ile to teraz możliwe, komfortowe warunki pracy. Plan jest, że od 1 grudnia poświęcam się niemal całkowicie pisaniu książki. Trzymajcie kciuki!
Jak i kiedy to wszystko się zaczęło, że podróże stały się Twoim sposobem na życie?
Kiedy byłam mała, chciałam napisać „W pustynii i w puszczy”, ale ktoś mnie ubiegł. Zawsze dużo podróżowałam, z czasem coraz dalej, na coraz dłużej i bardziej świadomie. I zawsze kochałam pisać. Jak już byłam duża, nauczyłam się podejmować szalone decyzje i chwytać szanse, które podrzuca mi los. Dzięki tej umiejętności zamieszkałam w Chinach, wysłałam swoją świeżo napisaną książkę do National Geographic, objechałam dookoła Azję Południowo-Wschodnią, spędziłam 8 miesięcy w namiocie na dachu samochodu jadąc przez Amerykę Południową, zamieszkałam we francuskich Alpach. Popularność bloga, praca pilotki wycieczek trampingowych i incentive, współpraca z National Geographic i biurami promocji różnych krajów i regionów przyszły do mnie jako efekt moich życiowych i podróżniczych decyzji.
Zanim powstała Pojechana, prowadziłam dwa inne blogi: „Jak bloga kocham” z felietonami komentującymi rzeczywistość i literacką „Kocią perspektywę” z migawkami z życia pary młodych ludzi opisywanymi z perspektywy kota. Pojechaną założyłam podczas podróży po Tajlandii w styczniu 2012 roku i nagle okazało się, że dużo ludzi chce czytać moje opowieści z podróży. Więc pisałam ich coraz więcej. Kolejne zawody i aktywności przyszły naturalnie – po prostu obserwowałm w czym się sprawdzam, co mi sprawia przyjemność i niesie jakąś wartość dodaną. Słuchałam też (dalej słucham) potrzeb i rad moich czytelników, a także ludzi z mojego otoczenia, którzy mówią mi, że w czymś jestem dobra.
Czy prowadzenie bloga to sama przyjemność, czy jednak trochę harówka?
Zawodowe prowadzenie bloga to dużo większa harówka niż się komukolwiek wydaje. Mnóstwo pracy, ciągłej nauki, stresu, niepewności, niewiadomych. I jeszcze wszyscy myślą, że ciągle jesteś na wakacjach i manna ci z nieba spada. Że za tą pracę nie należy się wynagrodzenie, bo to nie praca, tylko zabawa. Że blogerka nie ma prawa być zmęczona, bo niby czym? Tym niekończącym się urlopem? W dalszym ciągu na hasło „zawód bloger” dużo ludzi wywraca oczami. Ale i tak kocham.
Jak to zrobiłaś, że rzuciłaś pracę i zaczęłaś podróżować? Skąd wiedziałaś jak zacząć?
Nie wiedziałam. I nie rzuciłam pracy żeby podróżować. Podróżowanie doskonale mi szło również, kiedy pracowałam na etacie. Kiedy odchodziłam ze stałej pracy, wiedziałam tylko, że nie chcę już dłużej robić tego, co robiłam (pracowałam przez kilka lat w strategii dużego telekomu) i że chciałabym chodzić do pracy w japonkach. Serio. Nie miałam żadnego planu. Wiem, że to jest model podejmowania decyzji, który dla wielu osób jest absolutnie nie do przyjęcia, ale gdybym miała w jednym zdaniu (chociaż wiadomo, że wolałabym napisać ich 100) zawrzeć mój sposób na fajne życie, to leciałoby to tak:
Mniej się zastanawiaj, więcej rób to, co kochasz.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Arkadiusz
8 grudnia 2020Akurat ja nie przepadam za swoimi urodzinami. Po co sobie przypominać, że jesteśmy coraz starsi :)
Aleksandra Świstow
8 grudnia 2020A co jest złego w byciu starszym? Dla mnie nie wiek się liczy, a energia – można być młodym i nie żyć, można mieć na karku dużo lat i żyć pełnią życia.
afrodyta Olsztyn
15 marca 2021Piękny wpis i świetne zdjęcia. Dzięki że się tym podzieliłaś.