Back to home
Chile, podróż dookoła świata

Street- art w Valparaiso, czyli gdzie warto wyskoczyć z Santiago de Chile

Jeśli będziecie kiedyś w Santiago de Chile, koniecznie wybierzcie się do oddalonego o zaledwie 120 km Valparaiso – położonego na 43 wzgórzach, największego kurortu morskiego w Chile, ukochanego miasta noblisty Pablo Nerudy i kulturalnej stolicy kraju, w której można podziwiać jedne z najlepszych dzieł street-artu w Ameryce Południowej.

Valparaiso to miejsce, w którym łatwo stracić głowę, zakochać się i… zgubić: kręte labirynty uliczek wiją się między kolorowymi domami, w których chętnie kryją się galerie, kawiarnie i bary z muzyką alternatywną na żywo, przyciągające chilijską bohemę. Kolorowe domy, niegdyś malowane resztkami farb pozostałymi z odnawianych w porcie statków dalekomorskich, to symbol tego niezwykłego miasteczka. Podobnie jak zamiłowanie do sztuki i rozrywki.

Uciekając z Santiago

Do Valparaiso przyjeżdżam po street-artowe kadry i chwilę wytchnienia od tłoku i zgiełku Santiago (gdzie próbuję sprzedać mój dom na czterech kołach przed powrotem do Europy). Aura jednak nie rozpieszcza moich fotograficznych ambicji: z szarego nieba siąpi obrzydliwa mżawka, od oceanu wieje zimny, wilgotny wiatr. Pstrykam trochę fotek w słynących z fasad domów pokrytych prawdziwymi dziełami nowoczesnej sztuki dzielnicach Alegre, Concepcion i Bellavista, jadę w obowiązkową przejażdżkę kolejko- windą w starym stylu (ascensores szybko, tanio i widokowo przenoszą pasażerów między kolejnymi wzgórzami) i zahipnotyzowana obłędnymi muralami, kolorowymi detami, maleńkimi ekspresjami wolnej myśli i szalonymi instalacjami artystycznymi w rejonie 21 de Mayo, chowam aparat i pozwalam się sobie zgubić.

Valparaiso ożywa po zmierzchu

Im bardziej słońce zbliża się do oceanicznej otchłani, tym odważniej muzyka wychodzi na ulice Valparaiso. Próbując wyplątać się z labiryntu niepokojąco ciemniejącej, cuchnącej moczem uliczki, schodzę kamiennymi schodami w stronę jaśniejącej światłami i tętniącej radością i życiem ulicy. Mijam młodych mężczyzn śpiewających a capella musicalowe szlagiery, których za duże marynarki wyglądają na pożyczone od starych jazzmanów koncertujących w klubach Nowego Orleanu. Z placu nieopodal dochodzi dźwięk saksofonu, kobiecego śmiechu i zapach marihuany. Wieczorne pisco sour wypijam słuchając rockowego koncertu w zadymionym barze z płytami vinylowymi na ścianach. Wokół mnie kufle z piwem wypijają mężczyźni w długich czarnych płaszczach. W drodze powrotnej widzę breakdancowe popisy nastolatków w modnych jeansach, którym do rytmu „przygrywa” beatboxer. Na ostatnim zakręcie przed hostelem mijam grupkę chilijskich dziewczyn, wśród których wyróżnia się piękność w krwistoczerwonej sukience jak z filmów o tancerzach tanga. Już wiem, że mogłabym polubić tutejsze wieczory.

Na własnej skórze, na własne oczy

Na zdjęciach poniżej nie zobaczycie tej zjawiskowej dziewczyny, valparaiskiej cyganerii i całej gamy kolorów tego pocztówkowego miasta. Nie poczujecie wilgoci oceanicznego powietrza, papierosowego dymu, radości ze wspólnego muzykowania ani strachu, który towarzyszył mi, gdy zapuściłam się w uliczkę, gdzie zamiast muzyki, słychać było tylko ujadające psy. By to zobaczyć, przeżyć, poczuć, usłyszeć, trzeba wstać sprzed monitora i pojechać do Valparaiso. Valparaiso, które jest i piękne, i brudne, i straszne, i zaczarowane. Które i chwyta za serce, i śmierdzi.

Informacje praktyczne

Do Valparaiso można się dostać z Santiago de Chile autobusem (koszt biletu około 3.000 pesos), który złapiemy na przykład przy stacji metra Pajarito lub z dworca Terminal Alameda.

Po mieście poruszamy się pieszo, trolejbusami (jeżdżą tu oryginalne pojazdy z lat 40’ i 50’) i wspominanymi już windo- kolejkami ascensores, których jest tu aż 15, a najstarsza z nich – Ascensor Concepción – pochodzi z 1883r. Śpać natomiast, możemy w jednym z hosteli polecanych przez blogerów:Nómada Eco-HostelMítico Hostel lub Casa Lastra Hostel.

Jeśli macie na Valparaiso trochę więcej czasu, konieczcie odwiedźcie jedną z pobliskich winnic (zwiedzanie jest oczywiście połączone z degustacją).

Zajrzyjcie też na bloga MANALA prowadzonego przez Emilię – Polkę mieszkającą w Valparaiso.


Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!

By Pojechana, 24 czerwca 2018 Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".
  • 11

Pojechana

Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".

11 Comments
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do Pojechańców!

 

Zapisz się do newslettera i otrzymuj raz w tygodniu list z wskazówkami dotyczącymi jednego z Pojechanych kierunków podróży lub rady, jak zrobić sobie fajne życie. Weź udział w ekskluzywnych konkursach z nagrodami tylko dla Pojechańców.

 

Kliknij TU i zapisz się do newslettera!