Po ponad 3 latach mieszkania i podróżowania po Azji, trudno mi się było odnaleźć na ulicach Stone Town. Z jednego prostego powodu: nikt się tu do mnie nie uśmiechał. Zdjęcia na lokalnym bazarze można było robić tylko pod warunkiem zakupu czegoś ze stoiska, na pytanie o pozwolenie na sportretowanie Tanzańczycy reagowali oburzeniem, a przypadkowy przechodzień, który wszedł mi w kadr gdy fotografowałam miasto, pokazał mi do obiektywu środkowy palec. W ogóle na Zanzbiarze, poza obsługą hotelu i beachboysami oferującymi naszyjniki z kolorowych paciorków, swoje towarzystwo i… seks, nie uśmiechał się do mnie praktycznie nikt. Prawdopodobnie gdybym przyjechała tu po dłuższym pobycie w Polsce (gdzie ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę, gdy się do nich uśmiecham w windzie czy w metrze, zamiast zwyczajowo wlepić wzrok w podłogę), to by mnie to nie raziło, ale przyleciałam tu prosto z ultra serdecznej Kerali, gdzie przechodnie sami mnie zaczepiali prosząc by zrobić im zdjęcie, więc było dziwnie.
Nie pozwoliłam sobie jednak zepsuć przyjemności spacerowania po tym iście magicznym kolonijnym miasteczku, w którym zdaje się słyszeć jak wysłużone mury (wpisane na Listę światowego dziedzictwa UNESCO) szepcą historie- również te niechlubne, o niewolniczej przeszłości. Słuchałam więc, lecz nie uszami, a sercem i spacerowałam z aparatem w ręku coraz to węższymi uliczkami Stone Town. Oto, co przyniosłam z tego spaceru:
Jeśli szukacie luksusowego hotelu na Zanzibarze, sprawdźcie ofertę położonego na pięknej plaży Kendwa, hotelu La Gemma Dell’Est, w którym miałam przyjemność się zatrzymać.
Na Zanzibarze gościłam dzięki uprzejmości linii lotniczych Qatar Airways i biura podróży Africa Line.
Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
gal00
24 sierpnia 2016Cześć. Dzięki za soczyste fotografie. Czy wiesz czy wiszące nad ulicami trójkolorowe flagi niosą za sobą jakieś znaczenie?