Back to home
Indonezja, podróż dookoła świata

Ekas na Lombok – w rytmie rybackiej wioski

Do Ekas przyjechaliśmy z Kuty Lombok na pace pickupa. Jeszcze nie zdążyliśmy się z niej zgramolić, gdy zaczepił nas miejscowy oferując wskazanie homestayu. Cena, jaką zaproponował, odpowiadała naszemu budżetowi, więc podążyliśmy za nim. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że miejscowi z Kuty nie przesadzali mówiąc, że jedziemy na koniec świata. Nie wiedzieliśmy, że Ekas Beach Homestay, to jedyne miejsce w wiosce, gdzie można przenocować i zjeść coś ciepłego. Przy czym „coś” oznacza naleśnika z bananem rano, mie goreng na lunch i rybę z ryżem wieczorem.  Kilka kilometrów od Ekas, po środku malowniczego niczego, znajdują się jeszcze dwa małe resorty z bambusowymi bungalowami w cenie 300 000 IDR, ale my przeznaczyliśmy na noclegi na Lombok połowę tej kwoty.

W homestayu, poza nami, mieszkali turyści z Francji (codziennie inni, ale zawsze z Francji). Po podwórku biegały bose, mówiące po francusku indonezyjskie dzieci. Czy tylko mnie to dziwi?

Rytm naszego dnia wyznaczała wędrówka słońca: o piątej po południu, chwilę przed jego zachodem, wypływaliśmy z naszym gospodarzem zarzucić rybackie sieci. Rano, jeszcze zanim słońce wychyliło się zza horyzontu, płynęliśmy je zebrać. Tym, co udało nam się złowić w sieci, karmiliśmy homary hodowane na kołyszącej się na spokojnych wodach Zatoki Ekas platformie.

Popołudnia spędzaliśmy penetrując okolicę na skuterze i chłodząc się w oceanicznych falach. Przed kołami przebiegały nam beztroskie dzieci, wykrzykujące wesoło pozdrowienia i ogromne jaszczury, które na szczęście nie krzyczały nic (bo to by mogło odrobinę zaszkodzić mojemu poczuciu „jej, ale fajnie”). Przyglądaliśmy się pracy rybaków i poławiaczy pereł.

Najpiękniejszą plażę: z białym piaskiem, malowniczymi klifami, idealnym do kąpieli miękkim dnem i wiatrem pachnącym świeżością, przyjemnie chłodzącym ciało i seksownie rozwiewającym włosy, znaleźliśmy na południowym krańcu półwyspu (dla orientacji dodam, że mieliśmy z niej widok na maluteńką wysepkę Gili Tenge). Od razu skojarzyła mi się ona z południowym wybrzeżem Australii. Towarzyszącej nam parze Franzuzów też, więc chyba coś w tym jest.

Słynną w okolicy Pink Beach, która zgodnie z nazwą miała być różowa, zgodnie uznaliśmy za przereklamowaną – potrzeba było bowiem dużej dawki wyobraźni, żeby dopatrzeć się jej rzekomego koloru (którego miała nabrać dzięki drobinkom koralowca wymieszanym z piaskiem). Dodatkowo tyłek mało mi nie odpadł na wybojach, które do niej prowadzą (z wioski Ekas to spory kawałek) i spotkaliśmy na niej innych ludzi, a my już tacy rozpieszczeni jesteśmy, że tylko dzikie plaże całe dla nas wchodzą na listę „naj” (a kto podróżującemu zabroni). W ogólnym rozrachunku jednak jechać tam nam się opłaciło, gdyż po drodze trafiliśmy na lokalny festyn z okazji Dnia Niepodległości Indonezji, którego staliśmy się niekwestionową atrakcją. Fotka z nami była towarem tak porządanym, że zaproszono nas na scenę na sesję zdjęciową. Świateł reflektorów nie było, bo słońce za mocno świeciło, ale był czerwony dywan i sztuczne kwiaty – jak na przyjęcie międzynarodowych gwiazd przystało. Takich honorów nie doczekaliśmy się na regionalnym konkursie maszerującej młodzieży, na który pojechaliśmy za namową naszego gospodarza, ale chociaż odetchnęliśmy z ulgą, że te wszystkie marszowe ćwiczenia, które obserwowaliśmy w ostatnich dniach w każdej najmniejszej wiosce, to nie żadna mobilizacja zbrojna.

– Miałem kiedyś gościa z Polski. Śmiesznie, bo miał na imię Adam, a to imię pierwszego człowieka z Koranu, naszej Biblii – zagadał raz do mnie gospodarz rozplątując rybacką sieć.

– W Biblii też Adam jest pierwszym człowiekiem. To także katolickie imię – wyjaśniłam.

– Naprawdę? – zdziwił się, trochę rozczarowany tym, że anegdotka o imieniu Adam nie była dla mnie tak śmieszna, jak zakładał. Po chwili namysłu dodał – No tak, w końcu wszyscy ludzie na Ziemi jesteśmy braćmi, nie ważne jak nazywamy swojego boga. Wszyscy ludzie z jednej rodziny, wyobrażacie sobie? – zaśmiał się głośno i serdecznie.


Więcej zdjęć z Ekas w galerii: Pocztówki z Ekas. Zapraszam!

Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!

By Pojechana, 9 września 2015 Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".
  • 9

Pojechana

Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".

9 Comments
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do Pojechańców!

 

Zapisz się do newslettera i otrzymuj raz w tygodniu list z wskazówkami dotyczącymi jednego z Pojechanych kierunków podróży lub rady, jak zrobić sobie fajne życie. Weź udział w ekskluzywnych konkursach z nagrodami tylko dla Pojechańców.

 

Kliknij TU i zapisz się do newslettera!