To był nasz pierwszy wspólny wyjazd: mój i Adriena. To był też jego pierwszy raz w Tajlandii, dlatego bardzo chciałam pojechać jeszcze raz w miejsce, które pozostawiło po sobie najcieplejsze wspomnienia w mojej pamięci. Dlatego po dwóch dniach cieszenia się sobą, słońcem i najlepszą na świecie kuchnią w Bangkoku (każdy pobyt w Tajlandii tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu), wsiedliśmy w samolot do Krabi, autobus do portu i w końcu łódkę do Ton Sai Bay.
O tym raju dla aktywnych za dnia i królestwie relaksu po zachodzie słońca pisałam już kilkakrotnie na blogu (na przykład TU). Usiane kamieniami morskie dno, wąska plaża, brak eleganckich resortów i drinków z palemką odstrasza basenowych turystów, brak otwartych do rana klubów z prymitywną muzyką dance, z jakich słyną niektóre tajskie plaże, zniechęca imprezowiczów podróżujących od jednej butelki Sam Songa, przez pawia puszczonego gdzieś pod palmą, do drugiej. Tu przyjeżdżają wspinacze i base jumperzy, miłośnicy kajaków i jogi, ludzie których historie chcesz usłyszeć i których lubisz zanim jeszcze podadzą ci rękę, z którymi czujesz się jak z dobrymi znajomymi, gdy tylko usiądą przy stoliku obok. To oni tworzą klimat Ton Sai Bay.
Dzień zaczyna się tu bardzo wcześnie, zanim palące słońce obróci w piekło każdą próbę aktywności. Wcześnie się też kończy, przy butelce piwa i dźwiękach muzyki reggae (chyba, że to my rozkręcamy imprezę, ale o tym za chwilę). Szybko wpadliśmy w ten jedyny słuszny tu rytm- wstawaliśmy rano, żeby zdążyć wyciągnąć z dnia jak najwięcej.
Pierwszego dnia popłynęliśmy na island hopping w okolice Koh Phi Phi, wydawało mi się bowiem, że Adrien powinien „zaliczyć” słynną Maya Bay, którą ja odwiedziłam kilka lat wcześniej. Wierzyć mi się nie chciało, że może być bardziej zatłoczona niż pamiętam. A jednak… Na tym zakończyliśmy więc „pozycje obowiązkowe” i robiliśmy wyłącznie to, na co mieliśmy ochotę, po swojemu, rozkoszując się świadomością, że jeśli tylko będziemy chcieli to tu wrócimy, bo przecież te nasze ferie zimowe to taka mała próba generalna przed podróżą marzeń. W ogóle od kiedy przeprowadziłam się do Azji, czuję ten luksus, że nie muszę się spieszyć, że mogę czasem odpuścić, odpocząć, zrelaksować się, zatrzymać, jeśli mnie coś interesuje lub przeciwnie, nudzi. W mojej głowie nie zapala się już ta drażniąca sumienie czerwona żaróweczka alarmująca, że to jedyna szansa, że jestem tu tylko raz w życiu, że coś muszę, bo będę żałować. Ja w ogóle żałować przestałam. I oczekuję chyba też mniej. A może po prostu mniej się zastanawiam, więc nie mam możliwości tych oczekiwań nazwać? Jakby nie było, czasem mam wrażenie, że dostaję dzięki temu więcej.
Zamiast płynąć wynajętą łodzią i zaliczać kolejne wysepki według programu, wypożyczyliśmy kajak i siłą własnych ramion popłynęliśmy na Poda Island. Byliśmy jedynymi bezsilnikowymi śmiałkami, którzy tu dotarli- była satysfakcja, endorfiny po wysiłku fizycznym, piękne widoki i świetna zabawa (fotki wrzucę jutro jak się dokopię do kamerki GoPro). Siłą nóg i rąk udało nam się też dotrzeć do sekretnej laguny na Railay. Dla mnie była to pierwsza wspinaczkowa zaprawa (a było stromo i ślisko) i nawet w pewnym momencie miałam napad dziecięcego buntu w stylu „daj nie idę” (gdzieś po środku pionowego klifu), ale na szczęście Adrien, który po skałach skacze jak górska kozica i żadne wysokości mu nie straszne (to trzeba mieć fuksa żeby się w takich Alpach urodzić) wiedział co zrobić i jak do mnie mówić, żebym jednak ruszyła z miejsca i to we właściwą stronę. A było warto. Laguna była bajeczna, a nasza prywatna walka w błocie przezabawna. No i poznaliśmy tam Erica, który… wychował się kilkanaście kilometrów od domu rodzinnego Adriena. I znowu wychodzi na moje, czyli że świat jest mikro!
Wieczorem, we trójkę, przy piwie i podróżniczych opowieściach zaprzyjaźniliśmy się tak bardzo, że postanowiliśmy uczcić spotkanie przypisaną do szczególnych okazji tequilą. Potem nie było już istotne, że nikt nie tańczy i że niedługo zamykają bar. Nie zamknęli. I wszyscy tańczyli. Zrobiliśmy imprezę na Ton Sai Bay!
Tym razem noc trwała zaledwie dwie godziny. Jeszcze zanim wzeszło słońce, brodząc po kostki w wodzie, raniąc nogi ostrymi kamieniami, dreptaliśmy do łodzi. To był początek naszej przeprawy na Koh Tao.
Jeśli chcecie odwiedzić Ton Sai Bay o jakim piszę- spieszcie się. Na ogromnym terenie sąsiadującym z plażą (a kto był, ten wie, że Ton Sai Bay na nadmiar przestrzeni nie cierpi) powstaje ogromny resort, ogrodzony ogromnym murem, zapewne z ogromnym basenem, ogromnymi pokojami i… rachunkami ogromnych rozmiarów. Na plaży pozostał tylko jeden bar i restauracja, wszystkie pozostałe zostały przeniesione w głąb lądu by umożliwić budowę. Mimo to, miejsce to nie straciło nic ze swojego uroku, bo Ton Sai Bay to przede wszystkim ludzie, którzy tworzą jego klimat. Co się z nim stanie, gdy luksusowy hotel otworzy swoje podwoje? Bardzo nie lubię być złym prorokiem, ale łezka się w oku kręci.
Pytacie często gdzie mieszkaliśmy w Ton Sai Bay: Chill Out Bar & Bungalow. Nie oczekujcie po tym miejscu luksusów (w drewnianym bungalowie na palach jest tylko łóżko z moskietierą i łazienka z zimną wodą + małpy skaczące po dachu w gratisie), spodziewajcie się za to super klimatu i przystępnej ceny.
Pytacie również o noclegi w Bangkoku, podaję więc sprawdzone miejsca w dobrej lokalizacji: trochę droższy, ale w lepszym standardzie Laksameenarai Guesthouse na tyłach Khao San Road i budżetowy, ale klimatycznie położony nad rzeką New Phiman Riverview Guesthouse. Dobrze wspominam też pobyt w oddalonym od centrum wydarzeń i trochę droższym, ale ładnym i czystym hotelu Udee.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Ewa Wilczyńska-Saj
25 marca 2015Za Tajlandią tęsknię ciągle, ale gdy czytam, czy oglądam takie zdjęcia… to od razu wrzucam skyskanner :D
Krzysiek Filipiuk
25 marca 2015gdybym tylko przeczytał ten wpis przed wizytą w Krabi… eh, research, research i jeszcze raz research!
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015Zgadza się! :-P
Zygmunt Kuba
25 marca 2015widziałem nominację do Travelerów, gratulacje! :)
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015Dziękuję! :-D
Marta Czaczkowska
25 marca 2015Oooo może odwiedzę przy okazji pobytu w Tajlandii ;)
Pojechana
26 marca 2015Koniecznie!
Zbigniew Bodzek
25 marca 2015Co za sceneria! Jeszcze tydzień temu miałem tam blisko z Koh Tao. Następnym razem, dzięki za namiary ;-)
Marta
25 marca 2015ojej, mam nadzieję, że do przyszłego roku nie zdążą wybudować tego resortu…. :/
Addicted to Passion
25 marca 2015Własnie dzis wspominalismy Tajlandie. Wczoraj wróciliśmy z Kuby i pewno gdyby nie fatalne jedzenie byłaby to nasza najlepsza wyprawa, ale niestety przez kiepskie umiejetnosci kulinarne Kubanczykow, Tajlandia nadal stoi na pierwszym miejscu :) Pozdrowionka dla Was!
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015Co racja, to racja- Tajów ciężko wyprzedzić w kuchni :-)
Filip Choma
25 marca 2015resort na tonsai!? wtf?! przecież to jedno z najpiekniejszych miejsc na ziemi pod każdym względem, ależ wiadomość na koniec dnia…
Pojechana
26 marca 2015Niestety… :-(
Jo (The Blonde)
26 marca 2015Tajlandia ma tyle do zaoferowania, ze zycia by nie starczylo, zeby wszystko zobaczyc!
Magda Kajzer
26 marca 2015Tajlandia jak zwykle piękna i zachwycająca.
Oby nie śpieszyli się z budową….szkoda byłoby przegapić takie widoki! I tą atmosferę.
MATYLDA
26 marca 2015hmmm,
witam mam kartkę od kilku lat na której są póki co te same państwa-miasta i dzisiaj dopiszę Tajlandię, ale co zrobić z wylotem w X br do PETRY??? zamienić na Taj, a może połączyć??
od takie dylematy „jedynki”…
MATYLDA
26 marca 2015i dzisiaj taka myśl mi przyszła na emigracji: ZYCIE W CHINACH. ZYCIE WE FRANCJI,
myślisz co dalej po Francji?
Życie w drodze-np bo coś wspominałaś przy okazji francuskiej znajomości:)
?
Życzę Wam przetrwania nie tyle ścieżki, drogi ale abyście mieli co i kogo wspominać.
jedynka
karol
27 marca 2015Hej :) Do kiedy bedziecie w Tajlandii? Ja bede od 1 do 20 kwietnia z moim kolega (tajem), w planie fullmoon party, songkran, a na koniec salsa festiwal :) moze znajdziemy sie w tym samym miejscu i tym samym czasie i moglibysmy sie spotkac, jak cos to pisz na maila :) Pozdrawiam! I zapraszam do siebie na filipiny :)
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015My też wybieramy się na Songkran do Tajlandii, ale… w przyszłym roku. Dzięki za zaproszenie, myślę że skorzystamy :-)
Alicja
27 marca 2015Moim marzeniem jest podróż do Tajlandii. Nigdy nie widziałam tak pięknych miejsc, jak tam. Choć póki co na zdjęciach. A jakie jest Twoje ulubione miejsce, z których w których byłaś?:)
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015Oj, ciężko tak wybrać… Uwielbiam Tajlandię za widoki i jedzenie, Filipiny za widoki, Kambodżę za uśmiechy, Australię za przestrzenie, Tajwan za… wszystko :-)
Marta
28 marca 2015Jej Tajlandia ! Jedno z moich wielkich marzeń ! Piękne widoki na tych zdjęciach, chyba czas na przyspieszenie spełnień moich najskrytszych marzeń. Bo co to by było za życie bez marzeń ? ;) Więc czas się za to wziąć. A Tobie bardzo zazdroszczę ale też podziwiam za odwagę. Pozdrawiam cieplutko i czekam na coś nowego. Może jakaś nowa podróż ? ;)
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015Marta już w sierpniu ruszam przed siebie- tym razem długodystansowo :-)
Wiktoria
31 marca 2015Piękne zdjęcia! Pozdrawiam:)
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015Dziękuję :-)
Lidkar
8 kwietnia 2015W Tajlandii nigdy jeszcze nie byłam, ale to moje małe skryte marzenie by odwiedzić tą krainę.. a takie piękne zdjęcia tylko to pragnienie potęgują! ;) Cudnie.
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015Trzymam kciuki za spełnienie tajskiego marzenia :-)
Piotr
8 kwietnia 2015W takim miejscu spędzać ferie – też bym chciał :)
Aleksandra Świstow
13 kwietnia 2015Nie ma rzeczy niemożliwych :-)
Kasia
7 maja 2015Swietny tekst, jak zwykle swietny :) Nie przestajesz mnie zaskakiwac, a bardzo trudno jest przeciez zaskoczyc doroslego czlowieka :) Twoje teksty są naprawdę bardzo merytoryczne oraz wartosciowe, warto jest im więc poswiecic troszkę więcej czasu, tak jak niedawno zrobilem to ja :) nie zaluje, no i oczywiscie czekam na kolejne wpisy :)
Krzysztof
19 maja 2015Cześć ;) Bardzo ciekawy blog, tak szczerze :) Naprawde rzadko kto posiada tak wielki talent do pisania jaki to talent niezaprzeczalnie posiadasz Ty :) No, no, no, zostaje tylko pogratulowac, no i oczywiscie zyczyc szczescia w rozwoju kariery :) pisz jeszcze więcej, a co najwazniejsze nie patrz się na innych i na ich zdanie, no i pisz o tym co Ci lezy na sercu. Robisz to dobrze, a szczerosc jest jednym z najwazniejszych aspektow pisania :)
Aleksandra Świstow
20 maja 2015Dziękuję Krzysztofie! To takie miłe, szczególnie w czasach wszechobecnego hejtu, gdy ktoś tak zupełnie bezinteresownie jest miły i nas chwali :-) Obiecuję pisać jeszcze więcej i jeszcze lepiej!
Jarek
9 lipca 2015Naprawde bardzo podoba mi się ten Twoj blog, zazwyczaj nie jestem fanem blogow i blogerow, ponieważ za przeproszeniem uwazam to za chłam i nikomu niepotrzebne wyzalanie się (tak jest w większości) To właśnie dzieki takim ludziom, blogom i wpisom jak Ty i Twoje teksty, ciesze się, ze ludzkosc wynalazla internet :) Mam nadzieje, ze niedlugo staniesz się o wiele slawniejszy, zaslugujesz na to :)