Kierowca przyjechał do hostelu w Sihanoukvile 10 minut przed wyznaczoną godziną, niezwykle się niecierpliwił i nieustannie mnie pospieszał. Razem z poznanym kilka dni wcześniej Thijasem wsiedliśmy do busa punkt 8:30 i ruszyliśmy w kierunku Kampot, a przynajmniej tak nam się wydawało. Objechaliśmy jeszcze dwa inne hostele i… o 8:45 usłyszeliśmy, że jest za dużo ludzi i musimy wysiąść. W prowizorycznej poczekalni siedziało już dwóch backpackerów: Mateo z Włoch i Luke z Wielkiej Brytanii, którzy poznali się pracując na farmie w Australii i teraz razem podróżują. Nikt nie potrafił nam powiedzieć kiedy przyjedzie bus z „odpowiednią” liczb wolnych miejsc. Zgodnie z teorią złośliwości losu, pojawił się dokładnie wtedy, gdy zdecydowaliśmy oddalić się odrobinę w poszukiwaniu śniadania.
2,5 godziny później wysiedliśmy w czwórkę gdzieś na rogu cichej uliczki w Kampot. Dziewczyny z Wielkiej Brytanii, które siedziały w busiku obok nas, rzuciły na pożegnanie, że jeśli nie mamy nic zarezerwowanego, to koniecznie musimy zatrzymać się w Arcadia Backpackers- hostelu nad rzeką. Nie mieliśmy ani rezerwacji, ani bladego pojęcia, gdzie właściwie zmierzamy , decyzja była więc prosta- posłuchamy rady podróżniczek.
Jechaliśmy tuk tukiem wzdłuż rzeki, wokół kipiały zielenią ryżowe pola, słońce piekło niemiłosiernie (a przecież to pora deszczowa) zdając sobie nawzajem krótkie relacje z dotychczasowego pobytu w Kambodży- polubiliśmy się od razu. Arkadia przywitała nas reggae sączącym się z głośników i rzędem hamaków rozwieszonych na drewnianym tarasie z kojącym widokiem na leniwie płynącą rzekę. Cała nasza czwórka zakochała się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. Błogi nastrój przerwało złowrogie „nie mamy czterech wolnych miejsc”. O nie! „Jest wolny tylko jeden bungalow nad rzeką za 25$, są w nim dwa łóżka”. Chwila konsternacji i padło pytanie: „A możecie dorzucić tam jakieś materace?”. I w ten sposób czwórka przypadkowo spotkanych na trasie ludzi została współlokatorami.
Zarezerwuj najlepszy nocleg w Kampot
Arkadia to idealna nazwa dla tego miejsca- cisza, spokój, przepiękne okoliczności przyrody, pyszne jedzenie i fantastyczni ludzie. Z czwórki momentalnie zrobiła się dwudziestka podróżników z przeróżnych końców świata i w przeróżnym wieku. Bawiliśmy się jak dzieci na wodnym placu zabaw- wyrzucając w powietrze kolejnych śmiałków skacząc na olbrzymią, pływającą na tafli rzeki poduchę pełniącą rolę katapulty, penetrowaliśmy na skuterach okolicę: ryżowe pola, plantacje pieprzu i (puste ku naszemu rozczarowaniu) solne pola. Śmialiśmy się do łez przy wieczornych podróżniczych opowieściach i leniuchowaliśmy w hamakach w upalne przedpołudnia.
Podziwialiśmy panoramę okolicy z pobliskiego wzgórza i relaksowaliśmy się przy wodospadach. Większość z nas została tu dłużej niż planowała (łącznie ze mną). Położone nad brzegiem rzeki przedmieścia tego prowincjalnego miasteczka, w którym poza kilkoma zapuszczonymi postkolonialnymi budynkami i kilkoma barami serwującymi kanapki z bagietki i pizzę z marihuaną nie ma zupełnie nic, to jedno z tych miejsc, z których niezwykle trudno wyjechać. Gdyby zegar nie odmierzał bezwzględnie czasu do mojego powrotnego samolotu, z przyjemnością zostałabym dłużej, ale gdy do godziny zero zostały 3 dni, chcąc/nie chcąc (zdecydowanie bardziej to drugie) pożegnałam Kampot i wsiadłam w autobus jadący do Phnom Penh.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Konrad
22 października 2014Muszę przyznać, że jest to bardzo interesujący wpis. Zdjęcia ukazują jak te miejsca potrafia wyglądać ciekawie i egzotycznie, a to dodaje uroku zwiedzaniu. Dodatkowo poznawanie innych ludzi iich kultur wydaje mi się, że te czynniki sprawiają, że ludzie chcą jeździć w takie rejony i po prostu zwiedzać świat.
Kinga Bielejec
27 listopada 2014Właśnie dzisiaj przyjechałam z Kampotu do Phnom Penh :) Piękne zdjęcia, trafiłaś na lepszą pogodę niż my z chlopakiem no i jak dotarliśmy do Akrkadii to w ogóle nie było miejsc. Ale spaliśmy nieco bliżej miasta, też przy rzece, a na szaleństwa wodne i chillout przyjechaliśmy do Arkadii wieczorkiem! ;)
Przy okazji wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Niebawem na Gadulcu powinien pojawić się wpis o Kampocie i Kep (chyba tam nie byłaś, czy coś przeoczyłam?). Jak masz ochotę – zapraszam!
Pozdrawiam ze stolicy Kambodży!
Emi
3 listopada 2015Kampot to jedyne miejsce w Kambodży, które wspominam bardzo pozytywnie, reszta kraju mnie rozczarowała. Też spędziłam tam z tydzień bujając się w hamaku i jeżdżąc po okolicznych wioskach, była tam też wtedy fajna knajpka prowadzona przez głuchych – zamówienia składało się na migi :)
Aleksandra Świstow
3 listopada 2015Niesamowite jak różne można mieć wrażenia z tych samych krajów. Czasami mam wrażenie, że to zależy od… przypadku. Drogi, w którą skręciłaś, ludzi, których na niej spotkałaś, knajpy, w której zjadłaś, hostelu, w którym spałaś itd. Ja się w Kambodży zakochałam na tyle, że jak wiesz, poważnie rozpatruję ją jako miejsce na dłużej :-)