Samolot, w którym siedzę wystartował właśnie z Alice Springs. Zanim zamieszczę ten post na blogu, spędzimy ostatni dzień w Sydney razem z Magdą (koniecznie sprawdźcie jej bloga Career Break i Magda Biskup Photography) i Przemkiem. Potem polecimy w stronę Singapuru, a następnie Hongkongu. Tak, nasze australijskie wakacje dobiegają końca. Od poprzedniego wpisu minęło 5 dni, tysiące kilometrów i mnóstwo niezapomnianych wrażeń- całe szczęście one nie mijają tak szybko. Z pogodowo kapryśnego Melbourne polecieliśmy na środek kontynentu by spełniać swoje marzenia o czerwonej Australii. Znów mieliśmy szczęście spotykać dzikie zwierzęta. Widzieliśmy stado wielbłądów, zabłąkanego dingo, ogromne jaszczury i mnóstwo pięknych ptaków, które chętnie zasiadały z nami do stołu, a nawet odwiedzały wnętrze naszego kampera. Dwukrotnie udało nam się podejść bardzo blisko do imponujących skrzydlatych drapieżników (na 99% były to myszołowy). Mieliśmy również szczęście do spotkań z ludźmi- pod wymarzonym Uluru natknęliśmy się na ekipę Busem przez świat, z którą spędziliśmy miły wieczór, by potem żegnać się i spotykać znów w kolejnych „obowiązkowych punktach” Outbacku.
Poznaliśmy też niesamowitego taksówkarza- gawędziarza, potrafiącego w kilka minut zarazić swoją radością życia. Podczas rozmowy z nami, obok wielu innych wspaniałych, posłużył się maksymą, którą mam wytatuowaną na przedramieniu „życie jest podróżą”. Życzę światu więcej takich jak on marzycieli, a sobie takich spotkań.
Zrobiliśmy na Outbacku 1500 km (łącznie z trasą przejechaną wybrzeżem to aż 4800!), widzieliśmy Uluru o każdej porze dnia i poczuliśmy (zrozumieliśmy? na pewno próbowaliśmy) jej magię. Odwiedziliśmy Kata Tjuta , imponujący Kings Canyon i kratery po uderzeniu odłamków meteorytu. Prażyliśmy się na słońcu, wypijaliśmy hektolitry wody, spaliśmy po środku niczego, zachwycaliśmy się czerwienią pustynnego pyłu wokół nas (i trochę mniej tym na naszych ubraniach, skórze, w ustach i w oczach), wojowaliśmy z natrętnymi muchami, które wcale nas nie słuchały (bezczelne!), wyglądaliśmy dzikich zwierząt i wciąż nie mogliśmy się oprzeć wrażeniu, że jesteśmy na innej planecie. To był niezwykły czas.
Powoli nastrajamy się na powrót do chińskiego domu (chwilami łapię się na tym, że moja głowa już tam jest- gdzieś pomiędzy selekcją zdjęć, opisywaniem kolejnych miejsc, a praniem, odpisywaniem na maile i opłacaniem zaległych rachunków), opaleni tak, że bardziej się nie da, bogatsi o wspaniałe doświadczenia, z głowami pełnymi pięknych obrazów i odpowiedzi rodzących kolejne pytania. Z nowymi pomysłami i planami. Szczęśliwi.
No dobra, czas nacieszyć się ostatnimi godzinami w Sydney, więc uciekam na razie, wrócę z nowym wpisem inaugurującym australijską relację „właściwą” już w poniedziałek- wytrzymacie? ;-)
Ciekawi co było wcześniej? Sprawdźcie poprzednie odcinki relacji „na szybko” z Australii: Pozdrowienia z Melbourne i Szybka depesza z Australii.
Ciekawi szczegółów australijskiej podróży? Dokładną relację znajdziecie tu: Australia 2013/2014.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
wg108
11 stycznia 2014Nie mamy wyjścia,musimy wytrzymać ;P
Ola Świstow
13 stycznia 2014To prawda :-P
kanoklik
11 stycznia 2014Zatem do poniedziałku :)
Ola Świstow
13 stycznia 2014Ok, jestem :-) Trochę wygnieciona i niewyspana po podróży, ale gotowa do relacjonowania, zarażania i inspirowania :-)
Grzesiek Przybylski
11 stycznia 2014Zazdroszcze :)
Marianna Mejs
11 stycznia 2014Wspaniale! <3
Life Good Morning
11 stycznia 2014Cudnie!
Jolik
12 stycznia 2014nie mogę się doczekać :)
Ola Świstow
13 stycznia 2014Dziękuję, to bardzo miłe :-)
Marcin Nowak
12 stycznia 2014Olu! Super to wszystko było. Fajnie się podróżowało wirtualnie :)
Pomarańczowa mgiełka i wiatr we włosach…
Ola Świstow
13 stycznia 2014Dzięki Marcin! Ale wirtualna podróż z Pojechaną po Australii dopiero się na dobre zaczyna :-)
Marcin Nowak
14 stycznia 2014No dobra. Jadę
Ola Świstow
14 stycznia 2014Nie zapomnij zapiąć pasy! ;-)
Szymon Kurzajewski
12 stycznia 2014kurde, strasznie zazdroszcze!
Ola Świstow
13 stycznia 2014Szymon, pół drogi już za Tobą :-) Z Chin nie tak daleko wcale do tej Australii.
Juli+Sam
13 stycznia 2014No już poleciałaś?!! Buu.. Wrócisz kiedyś?
Ola Świstow
13 stycznia 2014Baaaaardzo mi się podobało więc pewnie wrócę :-) Kto wie, może na dłużej? Ale na razie to Ty lepiej Julia myśl kiedy do Chin wpadacie!
Hong Kong Dreaming
13 stycznia 2014Musze sie wybrac skoro tak zachwalasz Olu ;) Zreszta juz od dawna mam to w planach tylko szukam „sponsora” hehe ;) ;)