Nie miałam okazji zrobić sondy ulicznej (w sumie to niezły pomysł) ale obstawiam, że gdyby zapytać przypadkowych przechodniów w Polsce z czym kojarzą im się Chiny, to wśród pierwszych odpowiedzi padałyby najczęściej „chińska kuchnia” i „podróby”. Miłośników kuchni chińskiej w Polsce (i na świecie) nie brakuje, choć ja będę się upierać, że po pierwsze określenie to jest niezwykle nieprecyzyjne- to tak jakby rozpływając się nad schabowym (serio?) lub pizzą (no już bardziej) zachwycać się kuchnią europejską.
Po drugie, to, co większość przypadkowych przechodniów w Polsce ma za kuchnię chińską, to przystosowana do europejskich podniebień i dostępności produktów wariacja na temat kuchni… wietnamskiej. Jednak jeśli już zostaniemy przy tej terminologii, to nie da się nie zgodzić, że dzięki swojej różnorodności w kuchni chińskiej każdy znajdzie taki jej odłam, nad którym rozpływać się będzie mógł i potrawy, za którymi będzie tęsknił z drugiego końca świata.
W podrabianiu Chińczycy są jeszcze większymi mistrzami niż w gotowaniu. Produkty znanych marek wszelkich branż (ubrania, elektronika, zabawki, biżuteria, etc.) w zaskakująco niskich cenach i równie zakakująco niskiej jakości rozsławiły Chiny na cały świat. Ekskluzywne zegarki za kilkanaście dolarów, nieprzyzwoicie tanie trampki i jeansy rozpadające się po kilku użyciach. Torebki udające te od znannych projektantów i najmodniejsze w danym sezonie słuchawki podrobione nie do poznania. Nie wszyscy wiedzą, że w wielu przypadkach jeśli dodamy do ceny jedno zero, możemy liczyć na lepszą, czasami zbliżoną do oryginału jakość. To jedna z gałęzi wielkiego kopiarskiego przemysłu Chin. Druga to dzieła sztuki-kopie słynnych obrazów, grafik, rzeźb, ceramiki i wszelkie wariacje na ich temat (o czym pisałam we wpisie Dafen- malować każdy może, jeden lepiej…). Trzecia to kopiowanie designu i myśli technicznej zachodnich firm i wdrażanie ich na własnym rynku. Doskonale widać to na przykładzie chińskich marek samochodów, tzn. ten kto odróżnia sylwetki poszczególnych modeli Toyoty, Mercedesa, Porshe czy BMW, szybko dostrzeże łudząco podobne bryły chińskich samochodów (w których zawsze jednak jest coś „nie tak”).
Jednak mimo wielkiej sławy chińskiej kuchni i popularności chińskich podróbek, przed przyjazdem do Chin nie wpadłam nigdy na to żeby połączyć te dwie kwestie. Ja nie, Chińczycy owszem (aktualnie już chyba przywykłam, że w Państwie Środka znajdę wszystko, również to, na poczukiwania czego nigdy bym nie wpadła, bo nigdy nie przypuszczałam, że coś takiego może w ogóle istnieć). Tak, tak, dobrze widzicie, Chińczycy fałszują jedzenie! Nieudolnie podrabiana żywność wypływa na jakiś czas na powierzchnię mediów biorąc udział w głośnych na cały kraj aferach żywnościowych. Wybrałam spośród nich kilka najbardziej spektakularnych (mających miejsce na przestrzeni ostatnich 10 lat), które dobrze oddają poziom i skalę tego niesmaczego biznesu. Nie będzie o farbowanych sudanem (barwnik syntetyczny) warzywach, ani szprycowanej owadobójczymi pestycydami szynce, będzie dużo gorzej dlatego nie polecam czytania przy obiedzie.
- Fałszywe mleko w proszku – to chyba najgłośniejsza afera żywieniowa (a dokładniej afery, bo co jakiś czas na podobnych praktykach przyłapywani są inni producenci, inne farbryki), której skutkiem jest utrata zaufania chińskich konsumentów do produktów dla dzieci rodzimych producentów. A o co dokładnie chodzi? Otóż Chińczycy dodawali i wciąż dodają do mleka w proszku melaminy, która dzięki wysokiej zawartości azotu zawyża wyniki badań na zawartość białka w mleku. Podrobione mleko w proszku zawiera więc wielokrotnie mniej białka niż powinno (1-6% zamiast wymaganego chińskimi normami 10%), opieranie na nim diety prowadzi więc do niedożywienia- taki wniosek się nasuwa od razu. Jest jednak o wiele gorzej. Melamina normalnie (to chyba odpowiednie słowo na odpowiednim miejscu) służy do wyrobu farb, lakierów i nawozów sztucznych, nie służy natomiast do spożycia przez żywe organizmy! Jest nieprzyswajalna i jej spożywanie prowadzi do schorzeń układu pokarmowego, niewydolności nerek, kłopotów oddechowych a nawet zgonów! W 2008 roku w Chinach udokumentowano 300 tys. przypadków zachorowań dzieci, które były karmione podrobionym mlekiem. Szóstka maluchów tego nie przeżyła. Chińskie władze ostro reagują, są aresztowania, procesy, kary (również śmierci), ale… biznes jest biznes, interes się kręci, a Chińczycy boją się o zdrowie swoich dzieci. Na bazie tego jak najbardziej słusznego strachu, rozkwitł przemyt mleka dla dzieci w proszku z Hong Kongu, którego mieszkańcy skarżą się na tłumy Meinlanderów wykupujących cały zapas tego produktu ze sklepów, w wyniku czego, na granicach Chiny- Hong Kong nałożono limity ilości na przewożone mleko. Dowodem na skalę zjawiska niech będzie fakt, że gdy jedziemy na weekend do Hong Kongu, znajomi Chińczycy proszą nas o przywiezienie jedzenia dla dzieci. Może jeszcze dodam, że problem podrabianego mleka dotyczy nie tylko dzieci, na jego bazie są produkowane przecież również rozmaite ciastka i lody.
- Sos sojowy z ludzkich włosów – w 2004 roku chińskie media huczały na temat sosu „sojowego” uzyskiwanego podczas procesu chemicznego z ludzkich włosów (a teraz uwaga, najlepsze!) pozyskiwanych w salonach fryzjerskich i szpitalach w całym kraju. W przypadku dostaw szpitalnych włosy trzeba było jeszcze oddzielić od zużytych rękawiczek, wacików, tamponów, podpasek i innych atrakcji.
- Kamienne orzechy – tańsze niż przeciętnie więc chętnie kupowane. Po rozłupaniu podrabianego orzecha włoskiego spotyka nas przykra niespodzianka- w środku kamyczek, często owinięty w papierek by nie grzechotał. Chińscy liderzy żywieniowych oszustw skupują łupiny od firm, które produkują coś z orzechów (prawdziwych), wrzucają „wkładkę”, sklejają klejem i co? Orzech jak malowany!
- Fałszywe jaja – kurze jaja prosto z kurnika? W Chinach czasem prosto z fabryki. Wapienno- gipsowo- parafinowa skorupka, żelatyna, benzoesan sodu i biały barwnik jako białko, żółtko z innym barwnikiem (syntetycznym oczywiście) i chlorkiem wapnia. Podobno bez problemu można się nabrać.
- Tofu ze ścieków – wydawało mi się, że sfermentowane tofu (znanee na całym świecie jako „stinky tofu”) czyli popularny chiński przysmak, jest wystarczająco obrzydliwe same w sobie. No bo czy może być coś gorszego niż ser śmierdzący zgniłym mięsem? Może. Na przykład ser śmierdzący zgniłym mięsem, do którego produkcji wykorzystano ścieki, pomyje i siarczan żelaza by przyspieszyć proces i poprawić wygląd końcowego produktu. O aferze ze śmierdzielem było głośno szczególnie w prowincji Guangdong (gdzie mieszkamy) w 2007 roku.
- Plastikowa tapioka – tapiokę otrzymuje się z manioku. Cała Azja szaleje na punkcie „bubble tea” (widziałam, że dotarła też do Polski) czyli napojów z kuleczkami tapioki. Chińczycy postanowili poprawić naturę i sfałszować tapiokę. Idealnie nadał się do tego plastik. Kuleczki tapioki jeszczen nigdy nie były tak równe!
- Olej ze ścieków – oj lubią tu te ścieki! Afera w toku, największe jej ognisko- Shenzhen (czyli miasto, w którym mieszkamy). „Gutter oil” to nic innego jak powtórnie przetworzony i „oczyszczony” podczas gotowania z silnymi środkami chemicznymi zużyty olej. Pozyskiwany bezpośrednio od nieuczciwych restauratorów lub… z kratek ściekowych znajdujących się pod restauracjami. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że to wyjątkowo obrzydliwe, warto przypomnieć, że również rakotwórcze. Podobno pojawiła się też nowsza wersja podrabianego oleju, uzyskiwana z wyrzuconych przez punkty gastronomiczne części zwierząt. Ku naszemu przerażeniu, przyłapani olejowi przedsiębiorcy są karani wyłącznie grzywnami (na które najłatwiej zarobić przywracając do „życia” kolejne litry zużytego oleju).
- Jagnięcina ze szczura – w maju 2013 roku w Szanghaju rozbito grupę przestępczą, która sprzedawała mięso szczurów, lisów i norek jako jagnięcinę. Warto dodać, że szczurze mięso było pozyskiwane również z gryzoni, które padły na skutek zjedzenia trutki. Dużo większym polotem wykazali się jednak przestępsy podrabiający jagnięcinę w inny sposób…
- Fałszywa jagnięcina – mój faworyt, dlatego zostawiłam na koniec (na deser można by rzec). Chińczycy odkryli, że jeśli mięso kaczki zalać moczem kozy (ewentualnie owcy) i odstawić na trochę by nabrało odpowiedniego zapachu (i mocy), to z powodzeniem może udawać jagnięcinę. Skoro odkryli, to wykorzystali. Złapać się dali w 2009 roku.
Więc jeśli na zadane w Chinach pytanie „wiesz co jesz?” odpowiesz twierdząco… zapytam drugi raz. A potem dodam, że to nie zjedzonego przypadkiem psiego mięsa (szczególnie, że przypadkiem nikt miejscowych smakołyków nikomu do garnka nie wkłada) powinieneś się obawiać. Smacznego?
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Beata Chybalska
18 listopada 2013Zniechęcona do „chińszczyzny” to mało powiedziane :(
Pojechana
18 listopada 2013Przestańcie bo mi się zaraz jakieś ministerstwo turystyki CHRL do dupska dobierze ;->
Świata Penetracja
18 listopada 2013pojechane :/
Pojechana
18 listopada 2013Niezdrowo pojechane ;->
Świata Penetracja
18 listopada 2013W Chinach nie byłem, ale jadłem w Chinatown w KL i było nawet smaczne, ciekawe ile szczurów zjadłem przez tydzień czasu bleeh
Marta Patyra
18 listopada 2013Ale nas skutecznie zniechęciłaś do chińskiej kuchni. Nie wiem czy lepiej wiedzieć, czy nie wiedzieć… ;)
Pojechana
18 listopada 2013Moim zdaniem lepiej wiedzieć choć niewiedza bywa przyjemniejsza ;-)
Agness Walewinder
18 listopada 2013Słyszałam :-D podobno jajka to nie jajka a ja nie wiem co mam jeść!!!
Pojechana
18 listopada 2013O jajkach też jest :-P
Bernadeta Bea H
18 listopada 2013OLAAAAAA………i co ja teraz bede jadla ??????
Agnieszka Stajkowska
18 listopada 2013OMG…
Grażyna Szłapka
18 listopada 2013dobrze ,ze nie mam w planach podróży do Chin .
Pojechana
18 listopada 2013Będę bezlitosna i dodam, że cześć tych podróbek to również składnik produktów, a także surowców eksportowanych z Chin do innych krajów, w tym Europy (na przykład chińskie mleko w proszku z melaniną było wykorzystywane do produkcji ciastek w Niemczech). Swoją drogą ciekawa jestem jaką listą żywieniowych afer mogą się „pochwalić” europejskie kraje… Konina udająca wołowinę, sól do sypania dróg sprzedawana jako spożywcza przychodzi mi do głowy od razu. Nie o omijanie Chin tu chodzi, a o przykładanie większej wagi do tego, co jemy, nie kierowanie się w swoich wyoborach żywieniowych ceną a jakością i przede wszystkim rzetelnością informacji na temat danego produktu.
Kornelia Sidorkiewicz
18 listopada 2013nie bede czytac:/
Pojechana
18 listopada 2013Nooo bo powiem zaraz, że nie będę więcej pisać ;-)
Hong Hong Dreaming
18 listopada 2013Na szczęście niewiele z tego trafia do Hongkongu (mocne kontrole żywnościowe), ale jak wszędzie skandale żywnościowe się zdarzają. A już najlepsze te szczury. Już słyszałam na ten temat kilkukrotnie. Hongkongskie i Taiwanskie media przestrzegały np. tutaj http://taiwanheart.ning.com/m/blogpost?id=3420351%3ABlogPost%3A199498
Ola Świstow
18 listopada 2013Nieźle, upieczony szczur wygląda jak kurczak!
Malwina Roman-maciejewska
18 listopada 2013to ciekawe co sprzedają w knajpach, w których w karcie w wersji angielskiej widnieje jedynie informacja, że danie jest z mięsem, bez uściślenia z jakim…
Ola Świstow
19 listopada 2013Szczerze mówiąc nie spotkałam się w Chinach z taką kartą, często tłumaczenia są błędne lub bardzo ubogie, ale raczej w opisy warzyw/smaków/sosów, informacja, że rice jest with chicken zawsze się znajdzie. Wychodzi na to, że zezowate szczęście miałaś ;-) Bo generalnie to szczęście trafić w Chinach menu po angielsku.
Just Focus On Asia
18 listopada 2013oj,oj
wg108
18 listopada 2013Super wpis!
Ola Świstow
19 listopada 2013Dzięki :-)
Karola
18 listopada 2013niezle !.. o.O
Karolina (kursnawschod)
18 listopada 2013Łooooohoo! Ale pojechałaś, Pojechana!!
Nie pomyślałabym, że w kuchni chińskiej można spodziewać się TAKICH ekscesów. Domyślałam się jak pewnie wszyscy inni, że można trafić na 'dziwne’ mięso, ale czegoś takiego nigdy. Chyba najbardziej przeraził mnie ten sos 'sojowy’. Coś OKROPNEGO ! :(
~Karolina
Kasia Majewska
18 listopada 2013I jeszcze robili plastikowy ryż. Idealny do jajek ;)
Małgorzata Foks
18 listopada 2013Na szczęście przepisy są fajne i chińszczyznę można po swojemu robić, fanką nie przestanę być :)
Pojechana
18 listopada 2013O! I o to chodzi :-D
Arek Jochym
18 listopada 2013a czy ktoś po tym umarł ? że zapytam? :)
Ola Świstow
19 listopada 2013Kilkoro dzieci zmarło w skutek odżywiania podrabianym mlekiem w proszku, w samym 2008 roku 300 tys. dzieci trafiło z tego powodu do szpitala. Skalę zachorowań w skutek spożywania podrabianej żywności w Chinach ciężko oszacować.
Made in China
18 listopada 2013dla równowagi:
-Constar
-konino-wołowina w Irlandii,
-smalec z psa (nie pamietam gdzie dokladnie, bylo na swieczniku ostantimi laty),
-maslo na Slowacji zawierajace emulgatory E 471, E 322 (lecytynę sojową), E 472 c oraz konserwant E 202- zakazane w UE,
-piersi kurczaka na Slowacji zawierajace antybiotyki,
-sol techniczna uzywana w produktach,
-wycofanie ze sklepow slodyczy, przy produkcji ktorych moglo dojsc do skazenia trutka na szczury,
-szkodliwy proszek jajeczny w Kaliszu- 26ton,
Zapytajmy Slowakow lub Dunczykow co mysla o polskich produkach;)
Fakt ze Chinczyk ma wiecej fantazji,ale Chinczyk tak samo podrabia zywnosc jak Polak- kwestia jak to bedzie (nie)naglosnione i medialne.
Z cihnskich pomyslow to jeszcze pamietam moczony karotn udajacy mieso w baozi, aferea byla jakos przed Olimpiada w 2008 w Pekinie.
pzdr
Ola Świstow
19 listopada 2013Oczywiście, że żywność jest podrabiana i „ulepszana” wszędzie na świecie, ale po pierwsze to blog o Chinach :-), a po drugie Chińczycy są w tej materii wyjątkowo pomysłowi stąd spektakularność owych afer i płodni- stąd ich mnogość. Do tego dochodzi jeszcze nieudolność władz w wielu przypadkach (niskie kary) i archaiczność niektórych norm dotyczących żywności (np. radzickie normy na wodę butelkowaną- ale o tym będę jeszcze pisać szerzej). Przyznać trzeba, że Chiny w ostatnim czasie i tak zrobiły spory krok do przodu w kwestii kontrolowania jakości żywności (zapewne w skutek oburzenia opinii publicznej), ale wciąż przed nimi jeszcze bardzo długa droga.
Dla siebie, mieszkającej w Chinach „na czas nieokreślony lecz nie na stałe” widzę pewną korzyść płynącą z tutejszej sytuacji żywnościowej- gdziekolwiek będę mieszkać, już zawsze dużo większą wagę będę przykładać do tego co jem. Moja świadomość żywieniowa diametralnie wzrosła.
Ale wooka z ulicy żałuję, a ze względu na olejową aferę w toku, już się nie skuszę- na pewno nie w Shenzhen.
Rysia
18 listopada 2013Ciekawe ile tej podrobionej zywnosci pochlonelismy przez ostatnie 4 tygodnie. W przypadku wystapienia efektow ubocznych bedziemy informowac. A post super pojechany :-)
Juli+Sam
19 listopada 2013Fajnie, ale już więcej nie pisz całej prawdy o Chinach proszę….
humbak
19 listopada 2013Jeżeli jedzenie jest smacznie podane, to nie widze problemu.
A bo to flaki są ładne za życia?
Swoją drogą, ostatnio jest afare, że kalmarowe krązki robione były z … odbytów świń. W Europie.
Ola Świstow
19 listopada 2013Nie „uroda” tu jest problemem, a wpływ na zdrowie. Kalmary ze świńskich odbytów pewnie nie szkodzą, ale mleko z melaminą owszem…
Ania Lycett
19 listopada 2013Co do mleka w proszku dla dzieci, to problem przemytu i innych form sprowadzania mleka z zagranicy odbił się echem także w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkamy. W większości supermarketów wprowadzono ograniczenia zakupu maksymalnie dwóch opakowań mleka, a i tak półki czasem świeciły pustkami, a ja nie mogłam mojej córce kupić mleka sojowego, bo akurat słabo znosiła laktozę. Chodziły słuchy, że w Chinach mleko sprzedają cztery-pięć razy drożej, a Chińczycy i tak to kupują.
Ograniczenia chyba nadal są.
A z drugiej strony, też bym chyba kupowała dziecku dużo droższe, ale za to pewne mleko.
Pzdr.
żanet
19 listopada 2013OMG… ale mi smaka narobiłaś =) nic tylko jechać i odkrywać smaki Chin.
Świetny post!
GoCha
19 listopada 2013Z tego co się orientuję, „Gutter Oil” stanowi 1/10 całego oleju używanego w Chinach, a karą za sprzedawanie jego może być nawet śmierć.
Oglądałam też niedawno krótki materiał na temat tego oleju, najbardziej przerażające było podejście samych Chińczyków. Pani, która od 10 lat wyławiała olej, była niesłychanie szczęśliwa, że może kupić dom dla rodziny. Natomiast przypadkowy Chińczyk po prostu stwierdził, że nie zostaje nic innego jak to zaakceptować.
Poza tym, z takich jeszcze chińskich perełek czytałam o tekturowych baozi. Same pyszności.
Dlatego zdecydowałam się na gotowanie w domu, a z mięsa to tylko rybki :) Co do mleka, mam tyle szczęście, że obok mnie jest mała budka, w której sprzedają własny nabiał, mleko od własnych krówek: jogurty, mleko i inne rzeczy. Są pyszne, co prawda nie za tanie… ale od czasu do czasu można sobie pozwolić na jogurtowe szaleństwo :)
Just me
19 listopada 2013:-/ :-\ :-X …ale żeby jajko…
Ciekawy wpis!
Danuta
19 listopada 2013Ciekawy wpis – o mleku slyszalam, o orzechach rowniez, ale olej ze sciekow to dopiero cos!:) Pozwole sobie na mala dygresje – dla mnie ciekawe jest to, ze nasza ulubiona chinska restauracja w Boliwii, omijana jest szerokim lukiem przez samych Chinczykow, a my natomiast nie lubimy innych miejsc. Moze byc to kwestia 'zamerykanizowania’ potraw albo my czegos nie wiemy:)
Ola Świstow
20 listopada 2013A może właściciel jeździ japońskim samochodem, albo w budynku szwędają się niezadowolone duchy- za Chińczykami nie trafisz ;-)
Verona
3 grudnia 2013Nie wiedziałam, że oni takie chwyty stosują, coś mi się zdaje, że po przeczytaniu tego wpisu nie tknę długo chińszczyzny….
Lucyna
20 grudnia 2013Wcale się nie dziwię, że nie rosną, mają skośne oczy i zżółkli ;)
Jesteś tym co jesz :D
ekspedycja
26 maja 2014Moje uwielbienie dla chińskiej kuchni drastycznie zmalało, ale mam nadzieję, że to tylko chwilowe :/ Z drugiej strony zgadzam się z autorką wpisu – lepiej wiedzieć co się je, a na spożywcze podróbki uważać nie tylko w Chinach
Julia
25 sierpnia 2014to żeby nie było tak bardzo złowieszczo, proponuję dla rozluźnienia: http://www.myflirtwithreality.com/live-different/niektorzy-przemieniaja-wode-w-wino-a-indonezyjczycy-bali-indonezja/
;) ;) ;)
Martyna
1 listopada 2014W Chinach nigdy nie wiesz co jesz. Czasem robiłam to celowo, wybierałam na chybił trafił jakieś jedzenie uliczne, które nie przypominało niczego co znałam. Było to zaskoczenie pozytywne albo lekcja czego już nigdy nie próbować. Zdarzało się, że nie wiedziałam w którą stronę pluć np. jak ugryzłam ciasteczko księżycowe z żółtkiem (nie polecam). Podczas mojego pobytu w Chinach (wrzesień 2012-sierpień 2013) było wiele afer żywieniowych. Nasza szkoła zawsze śledziła wszystkie tego typu informacje i gdy np. zapanowała świńska grypa – na kilak tygodni zniknęła wieprzowina ze szkolnego menu. Innym razem drób. Pamiętam też tą aferę ze szczurami, o której piszesz. W trakcie mojego pobytu w Chinach znajomi i rodzina z Polski co chwile pisali i podsyłali linki z kolejnymi aferami spożywczymi w Chinach i przestrzegali przed niesprawdzoną żywnością. Prawda jest taka, jak piszesz, że nigdy nie wiesz co jesz ;)
Coffee Shop
10 stycznia 2015Bardzo dobry artykuł, który uzmysłowił mi kilka spraw i sprawił że zacznę teraz mocniej przyglądać się temu co jem.
Dzięki wielkie!
Weronika
28 stycznia 2015Bardzo ciekawy post!
Van
18 lipca 2015Ojjaa ale ohyda, dobrze ze napisalas! Koniec z sojowym sosem!
w Polsce nie lepiej w azjatyckich przybytkac- raz kupilam kurczaka w kokosie a na pewno nie bylo to zadne znane mi mieso- bylo oblesne i gąbczaste nie chce nawet wiedziec z jakiego to zwierza, zadnego mi znanego w kazdym razie;(( Nie wspomne juz ze w Krakowie skad jestem nie ma miesiaca zeby policja nie zlapala jakiegos Azjaty, pracownika resto, lapiacego na ulicy miejskie zwierzeta- od szczurow przez golebie po koty…
Ania
6 września 2016hej,
Wybieram się niedługo do Chin. Dokładnie planuję tam byc rok. Chciałabym wiedzieć, jak mam ustrzec się przed tymi żywnościowymi 'niespodziankami”/ Czy są jakieś bezpieczniejsze miejsca do kupna żywności? Jest może jakiś supermarket który jest znany z dobrej jakościowo żywności?
MoC
29 września 2016hej, niestety dopiero teraz odkryłam Twojego blogaska, super piszesz i korzystając z wolnego będę czytała dalej. Rok temu miałam przyjemność pracy w okolicach Shenzhen, mimo iż poznałam tam kilka miejsc dalej jestem zainteresowana tą okolicą i coraz bardziej wkręcam się w tematykę Chin i ogólnie Azji :) czekam na więcej, bo świetnie się to czyta!
pozdrawiam serdecznie!
MoC
29 września 2016hej, niestety dopiero teraz odkryłam Twojego blogaska, super piszesz i korzystając z wolnego będę czytała dalej. Rok temu miałam przyjemność pracy w okolicach Shenzhen, mimo iż poznałam tam kilka miejsc dalej jestem zainteresowana tą okolicą i coraz bardziej wkręcam się w tematykę Chin i ogólnie Azji :) czekam na więcej, bo świetnie się to czyta!
pozdrawiam serdecznie!
Maleńka bloguje
4 kwietnia 2018Szok i niedowierzanie!