Moja droga na krutyński szlak wiodła przez Chiny, a przecież to tak blisko! Położony na Mazurach, uznawany za jeden z najpiękniejszych nizinnych wodnych szlaków w Europie, długi na 102 km (w tym 60 km wody stojącej, pozostałą część uczciwie byłoby nazwać delikatnie płynącą), wijący się przez malownicze tereny Puszczy Piskiej i Mazurskiego Parku Krajobrazowego.
Nasza Drużyna Marzeń wiedziona czarodziejską różdżką szalonych polskich drogowców, spotkała się w Zgonie, by wbrew spekulacjom wynikającym z pasywnego charakteru nazwy miejscowości będącej miejscem zbiórki, po wieczornym grillowaniu w Stanicy Wodnej PTTK Krutyń i noclegu w post-prl-owskich domkach przywołujących wspomnienia z bestroskich lat dzieciństwa umilanego czekoladą na kartki, chwycić wysłużone drewniane wiosła i wyruszyć kajakami w poszukiwaniu miejsc gdzie proporcja ludzie : natura przyjemnie rośnie na korzyść tej drugiej.
Dwudniową przygodę z kajakami rozpoczynamy na Jeziorze Krutyńskim (czyli na jakimś sześćdziesiątym kilometrze trasy), z którego wypływa rzeka Krutynia. Jest dość tłoczno (niedzielne upały sprzyjają wodnym aktywnościom) i leniwie, bowiem kajaki płyną praktycznie same. Woda płytka, brzeg piaszczysty, piwo zimne (właściwie to nie żadne piwo a cytrynowy napój piwny o znikomej zawartości alkoholu), wokół łąki przeplatające się z sosnowym borem i wioskami, na które patrzą z góry bociany. Młode łabędzie na wodzie i cielaki na brzegu. Krystalicznie czysta woda i bujnie zarośnięte, miejscami mułowate dno. Uroczo.
Na noc zatrzymujemy się po przepłynięciu 15 km, na polu namiotowym w Ukcie. Grill, sauna, nocna burza (będąca szczególną atrakcją dla biwakowiczów w namiocie bez tropiku, a są wśród nas tacy) i po porannym osuszeniu dobytku i zapełnieniu brzuchów ruszamy dalej. Na szlaku przyjemnie pusto, nurt coraz mniejszy, wiosła coraz częściej wplątują się w coraz gęstszy kożuch lilii wodnych, gąbek i wodorostów, trzciny coraz wyższe, rozlewiska coraz szersze. Cicho, dziko. Kaczki, czaple i kormorany, łabędzie gniazda. Czerwone rybie ogony migocą w krystalicznie czystej wodzie. Wpływamy na Jezioro Gardyńskie, za nami sunie łabędzie rodzina, w lustrzanej tafli Jeziora Jerzewko przeglądają się puszyste chmury. Nic nie mówić, nic nie robić, chłonąć ten spokój, tą ciszę, tą dziewiczość… tą esencję Mazur… ach jak przyjemnie!
Rejs kończymy w Iznocie (15 km wodą od Ukty). Odprężeni, opaleni, zadowoleni. I jeszcze zanim pracownik wypożyczalni odbierze kajaki, zaczynamy planować kolejny spływ.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Złap trop
12 sierpnia 2013Zgadza się, jest pięknie! Jednak w weekendy lub wakacje ilość osób na rzece przekracza ludzkie pojęcie :/. Chyba najlepiej udać się na Krutyń poza sezonem, zwłaszcza jesienią :). Pozdrawiam!
Ola Świstow
12 sierpnia 2013My płynęliśmy w szczycie sezonu i o ile w niedzielę rzeczywiście było bardzo tłoczno to w poniedziałek było puściutko i baaaaardzo przyjemnie :-) A jesienią to obawiam się, że temperatura wody może przyprawić o zawał serca, ale to już co kto lubi :-P
Złap trop
12 sierpnia 2013Znam takich co i w zimę wiosłem machają :). Jeżeli szukacie jakieś miłego spływu (może trochę bardziej ekstremalnego?) to służę pomocą :)
Dorota - kocham wyjazdy
20 czerwca 2018A coś dla wielbicieli kajakarstwa górskiego możesz polecić?
Packa
20 grudnia 2013Pracowałam w PTTK przy trasie spływu Krutynią i mogę powiedzieć, że w ciągu wakacyjnego tygodnia ruch nie jest aż tak straszny. Największy zaczyna się w weekend – a przynajmniej tak to wyglądało u nas w PTTK. I większość turystów to były grupy zorganizowane – albo spływy z PTTK, albo jakieś wielkie grupy starszych Niemców, czy wycieczki a’la szkolne. Więc chyba nie powinno być takich problemów latem … A np. w czerwcu ruchu prawie nie było ;) Pozdrawiam! :)
agnieszka
31 grudnia 2013Piekne zdjecia i niesamowity blog;)
mariola
29 października 2015No widać że akurat tutaj kajaki to forma wypoczynku i opalania…Pozdrawiam
Michał Frączak
19 września 2016Rewelacyjny artykuł. Przeczytałem kawał Twojego bloga jednak wciąż najbardziej ciągnie mnie do wzmianek na temat Polski. Taki dziwny patriotyzm :)
W Polsce mamy sporo nieodkrytych miejsc wartych zobaczenia i takie artykuły właśnie pokazują wciąż nieodkryte uroki Mazur. Spędziłem prawie 4 lata w okolicach, które opisujesz (Mikołajki) jednak żałuję, że tak mało czasu poświęciłem na odkrywanie. Uważam zarazem, że organizacje turystyczne z tamtych okolic powinny skorzystać z takiej wiedzy do celów promocji regionu zamiast próbować stworzyć coś własnego.
Życzę powodzenia w dalszym rozwoju bloga :)