Back to home
życie w Chinach

Jak się czuję w Chinach?

„Jak Ci się żyje w Chinach? Jak się tam czujesz?” to pytania, które przewijają się zarówno podczas moich prywatnych rozmów, jak i w korespondencji z czytelnikami bloga (tak, tak, można do mnie napisać, odpowiadam na wszystkie maile, zarówno te z pytaniami natury praktycznej, jak i filozoficznej, a także takie napisane po prostu „żeby pogadać”). Odpowiedź „dobrze” tudzież „wspaniale” (a takie jako pierwsze przychodzą mi do głowy) z reguły nie satysfakcjonuje moich rozmówców, szczególnie tych, którzy wiedzą, że na swoje „polskie życie” też nie narzekałam- no bo gdzie ta zmiana? Przecież na pewno jest inaczej! To fakt, jest zupełnie inaczej, właściwie to mój świat stanął na głowie… „Powiedz coś więcej jak się tam czujesz”. No to mówię!

życie w Chinach

W CHINACH CZUJĘ SIĘ JAK:

  • ZWYCIĘZCA–  wiele codziennych czynności, na które w polskich pieleszach nie zwraca się uwagi, w Chinach urasta do rangi wyzwania. Ze względu na barierę językową, różnice kulturowe czy też… hmm… niesprzyjające okoliczności. Przydałby się w kuchni koncentrat pomidorowy? To nie wyjście do sklepu, to wyprawa poszukiwawcza! Przyda się wstępne zebranie danych, mapa i plan. Zakup biletów kolejowych to skomplikowany (nie tylko logistycznie) proces, do którego również trzeba się odpowiednio przygotować: zdobyć informacje, sporządzić notatki, przyszykować pomoce naukowe. Gdybym pracowała w korporacji to za projekt „wynajem mieszkania”  dostałabym pokaźną premię. A skoro życie w Chinach nosi znamiona sportu wyczynowego, a ja żyję i to w całkiem nienaruszonym stanie, to duma mą pierś młodą rozpiera. Fazę zwycięzcy poprzedza z reguły dziwne przeczucie, że to się nie dzieje naprawdę, że gram w jakiejś komedii omyłek, lecz to tylko wyostrza smak wygranej.
  • ODMIENIEC– gapią się na mnie! Chichoczą na mój widok, nos w nos stają (może wąchają?), dotkąć widzę by chcieli, ale się boją- kto wie, może obślizgła? I dziwią się, że skąd włosy takie białe, oczy wielkie jak talerze, nos na pół twarzy, cera blada, wysoka jak chłop (a baba przecież), stopa wielka jak u słonia, przy jedzeniu wybrzydza, przed słońcem się nie chowa. Zaiste dziwne to stworzenie, trzeba przyjrzeć się z bliska, bardzo bliska.
  • VIP– pracownik banku zauważa mnie gdy tylko stanę w drzwiach, nie pozwala stanąć w kolejce „zwykłych ludzi” tylko prowadzi do specjalnej poczekalni gdzie specjalnie (zapewne) dla mnie czeka skórzana kanapa, herbatka i cukierki. Dostaję numerek i… tak przypadkiem akurat jest moja kolej. To zupełnie nieistotne co przyszłam załatwić i ile mam na koncie- nikt o to nie pyta. Autobus dalekobieżny- kierowca przegania dotychczasowych pasażerów i oferuje najlepsze miejsce. Granica z Hong Kongiem- tu też nie obowiązuje mnie kolejka, celnik wskazuje wolne „special” okienko. Sprawdzanie bagażu? No kto by śmiał, przecież jestem VIP-em!
  • GŁUPEK– idę na pocztę/do administracji/urzędu uzbrojona w kartkę/telefon/własną pamięć (niepotrzebne skreślić), na której zapisany po chińsku scenariusz rozmowy: „Moja karta do bramy przestała działać, bardzo proszę naładować ją jeszcze raz. Mieszkam pod nr 807. Dziękuję.” albo „Poproszę 10 znaczków na pocztówki do Polski. Ile płacę? Dziękuję”. Wszystko ładnie pięknie, aż tu pada pytanie, którego nie przewidziałam w stylu „A skrzynkę pocztową pani karta otwiera?” albo „Drogą morską czy powietrzną te kartki mają iść?” I co wtedy? Zaczynam wydawać z siebie przeciągłe „yyyy….” i „eeee…” przeplatane krótkimi „yhy i „yhm”, kiwam głową, macham rękami, robię głupie miny, wielkie oczy i durnowato się uśmiecham, podczas gdy coraz większa chmara Chińczyków zbiera się nad moją głową i próbuje mi wytłumaczyć (oczywiście wszyscy w tym samym, nie znanym mi języku) o co chodzi. Więc ja dalej te swoje pozy dziwne przybieram (to silniejsze ode mnie!) i na litość spojrzeniem językowo niedouczonego mopsa próbuję brać, a zgromadzenie wybucha śmiechem. I wtedy ja nie wiem czy się obrazić, bo spotkała mnie jakaś okrutna zniewaga, czy przyłączyć. W końcu wybieram to drugie, ale tego głupkowatego wyrazu z twarzy jeszcze chwilę nie umiem zmyć.
  • GWIAZDA– Obcy ludzie wytykają mnie palcami na ulicy, machają do mnie, krzyczą „heloł”, ci odważniejsi podchodzą zrobić sobie ze mną zdjęcie, reszta pstryka telefonem z ukrycia. Gdy zrzucam ręcznik na osiedlowym basenie życie na podwórku zamiera… dzieci przestają krzyczeć, ptaki śpiewać, wszystkie oczy wszystkich stworzeń skierowane są na mnie, wstrzymane oddechy. Listonosz parkuje w donicy, ochroniarz potyka się o huśtawkę, gospodynie nieśmiało wyglądają zza firanek podczas gdy w kuchni przypala się garnek. Tak sobie myślę, że może jakiś  taniec synchroniczny kiedyś w tym basenie wykonam (synchronizując nogę lewą do prawej rzecz jasna). Ależ będą bili brawa! Może nawet jakieś kwiaty dostanę?
  • ODKRYWCA– nowe smaki, zapachy, nazwy, zwroty, dźwięki, miejsca. Setki pytań i odpowiedzi generujących kolejne pytania. Jak to się nazywa, jak to smakuje, co to za przyprawa, jak to się wymawia, gdzie to jest, czemu tak jest, co oni robią, czemu tak robią, jak to powiedzieć, gdzie to załatwić, jak to zrobić, o co chodzi? Wyostrzone zmysły, umysłowe pompki mózg trzaska, pamięci szpagaty, wyobraźni pireuety ćwiczy. Codzienne tematów drążenie, nowe zagadki, nowe odkrycia.
  • PIĘKNOŚĆ– choćby poczochrana i w pidżamie (zresztą w Chinach pidżama to pełnoprawny strój zakupowo- spacerowy), bez makijażu (w tropikach nakłada się na twarz coś co może spłynąć tylko w przypadku wielkiej prezencji awarii lub od wielkiego święta) wystarczy, że wytknę swój nieupudrowany nos z domu, aby słyszeć komplementy i wyznania miłości. To pierwsze również od kobiet!  Przysiadam na  jakimś obleśnym murku odsapnąć na chwilę, w swej kreacji od garów oderwanej, spocona i lepka, z miną od ciężaru targanych zakupów wykrzywioną: „Czy ma pani męża? Bo widzi pani, pani się bardzo mojemu koledze podoba, tak bardzo, że wstydzi się podejść, tam stoi, o! tam za rogiem”.

Przede wszystkim zaś czuję się jak na pemanentnych wakacjach- no bo słońce, palmy, plaża, góry- czego chcieć więcej? ;-)

 

Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!

Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

By Pojechana, 18 czerwca 2013 Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".
  • 26

Pojechana

Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".

26 Comments
  • Agness
    18 czerwca 2013

    Story of my life. Mam to samo. Ludzie nie moga sie nadziwic jaka jestem piekna. Podbudowalam swoje ego tutaj, nie mam co! :)

  • Just me
    18 czerwca 2013

    :-))), oj Gwiazdo, Gwiazdo – nieźle się uśmiałam to czytając.
    Baw się dobrze!

  • Bretonissime
    18 czerwca 2013

    Ciekawy i fajnie napisany artykuł! Trafiłam tu dziś pierwszy raz, będę wracać :)
    Pozdrowienia z Francji!

  • Traveleum
    18 czerwca 2013

    Czuję się zazdrosny… mi nikt w Chinach nie wyznawał miłości, ani kobiety, ani mężczyźni ;-) W Szanghaju tylko, pewna młoda dama podeszła do mnie, gdy stałem na przejściu dla pieszych i zapytała po angielsku-chińsku: „Du ju hew gerlfrend, du ju łont sex?”… ale to się chyba nie liczy?… Poza tym gratuluje bardzo fajnego wpisu, jak zwykle zresztą.

  • Danuta
    18 czerwca 2013

    Hahaa, usmialam sie do lez – swietnie to wszystko opisalas:) Na mnie tylko cmokaja, szczegolnie starsi panowie – coz, taki moj urok. Kiedys pewien pan mi powiedzial, ze mam 'przedwojenne kostki’:)

  • annawwalii
    22 czerwca 2013

    Ja sie tam chyba przeprowadzę :D

  • Przemysław Kwiatkowski
    23 czerwca 2013

    Oj można podbudować ego w tym kraju :) Tylu 'przystojniaków’ (szuejge) co przez ostatni tydzień nie słyszałem całe życie heheheh.
    Dobry wpis panno Świstow.
    Tylko tego języka wypadało bysię już poduczyć po takim czasie.

    • Ola Świstow
      23 czerwca 2013

      No proszę jak pobyt w Chinach łagodzi obyczaje, Kwiatkowski na Pojechanej, nie wierzę :-P A mój kilkunasto- wyrazowy prymitywnie komunikacyjny chiński będzie Ci dane ocenić jeszcze dziś :-) „Przystojniaki” i ich ojcowie bardzo go chwalą ;-)

  • Jaaaaa
    10 grudnia 2014

    Moja siostra opowiadała że w Chile miała tak samo :D Blondynka w sklepie = rabaty, uśmiechy, brak kolejki :D

  • Renata
    10 grudnia 2014

    Opisałaś tu cząstkę i mojej rzeczywistości chińskiej…
    Kurczę, na pytanie, dlaczego chcę tu jeszcze zostać, choć miałam stąd wyjechać już niebawem, jeszcze nie umiem odpowiedzieć. Codziennie jednak czuję podskórnie, że przyjazd do Chin był jedną z moich najlepszych życiowych decyzji.
    Dzięki za ciekawy artykuł. Pozdrawiam.

  • Piotr Jankowski
    10 grudnia 2014

    Pojechana na maxa :) ja w świecie znaczków długo bym nie przetrwał, umarł bym z głodu albo ze zmęczenia spowodowanego próbami porozumienia się z tą wyjątkową narodowością. podziwiam!

  • Marta Patyra
    10 grudnia 2014

    To jeden z moich ulubionych wpisów na Twoim blogu. My na Filipinach czuliśmy się totalnie tak samo :D

  • Marcin Nowak
    10 grudnia 2014

    Fajny post, wyobraziłem sobie taki obrazek: tłum chińczyków obwachujacych księżniczkę na ziarnku grochu o nazwisku Sukces

  • Lymkya
    10 grudnia 2014

    Super :) Oby tak dalej! Może sama kiedyś skuszę się na dłuższy pobyt :) Póki co UW oferuje erasmusa w Pekinie :) hmm…

  • Karolina
    10 grudnia 2014

    W Japonii kilka razy spytano się mnie, czy mogą dotknąć moich włosów (są farbowane rude i kręcone), a koleżanki na uczelni nawet nie zawracały sobie takimi ceregielami głowy i zawsze mnie macały po rękach, że takie białe („jakiego kremu wybielającego używasz?”), no i że włosy takie miękkie i w ogóle ochy i achy. Nikt mnie nie nazwał tyle razy pięknością (po jap: bijin (美人)) co w Japonii. Chociaż z drugiej strony spotkałam się także ze sporym rasizmem i niemiłymi uwagami, więc, jak widać, każdy kij ma dwa końce…

  • Mama said be cool
    11 grudnia 2014

    też jesteśmy pod wrażeniem;) podonie jak Piotr Jankowski na dłuższą metę chyba nie dalibyśmy rady:)

  • Pozdro z KRLD
    12 grudnia 2014

    Życie w Chinach to wariactwo. Ale własnie za to kocham Chiny. Brakuje mi tego w Japonii. Tutaj nuda… ;)

  • Bodych Travellers
    4 listopada 2016

    Swietny post! Cala prawda. Nic dodac nic ujac! Najbardziej podobalo mi sie, gdy probowali robic zdjecia z ukrycia ;P. Stawali z tylu za mnie i pstrykali fotki z moimi plecami ;D.

  • medical coverage plans
    22 lutego 2017

    Algunas amigas senderistas me han contado la hazaña que fuisteis capaces de hacer el sábado pasado y he de deciros que teneís toda mi admiración. Mi afecto y mi cariño ya lo teníais desde hace mucho tiempo, pero os lo vuelvo a enviar. Y tiene razón Charo ¡SOIS LOS MEJORES!VA:F [1.9.20_1166]please wait…(1 vote cast)VA:F [1.9.20_1166](from 1 vote)

  • Kasia
    21 lipca 2018

    Jestes cudowna! A wpis – przezabawny ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do Pojechańców!

 

Zapisz się do newslettera i otrzymuj raz w tygodniu list z wskazówkami dotyczącymi jednego z Pojechanych kierunków podróży lub rady, jak zrobić sobie fajne życie. Weź udział w ekskluzywnych konkursach z nagrodami tylko dla Pojechańców.

 

Kliknij TU i zapisz się do newslettera!