Chińską majówkę zaczęliśmy od 16 godzinnej podróży sypialnym autobusem. Miało być 11, ale w Chinach czas przejazdu podaje się orientacyjnie. Panem sytuacji jest kierowca, który kiedy zgłodnieje- staje, kiedy zmęczy się- staje, kiedy nie chce mu się jechać- staje. Teoretycznie kierowców jest dwóch, ale ten drugi zawsze jest bardziej zmęczony i śpi. Nasz autobus stał w nocy jakieś 3 godziny na stacji benzynowej. W sumie to nawet dobrze bo chociaż nie trzęsło i całej naszej trójce (razem ze mną i Tomkiem na majówkę wybrał się nasz kumpel z Polski Złoty) udało się zapaść w twardy sen. Jak to w ogóle wygląda, ten sypialny autobus? Są trzy rzędy łóżek wzdłuż pojazdu, w każdym rzędzie dwa piętra. Długość materacy przewidziana jest na jakieś 150 cm wzrostu, ale na szczęście my- białe giganty (akurat moi towarzysze rzeczywiście do najmniejszych nie należą) dostaliśmy honorową lożę na końcu autobusu gdzie miejsca na nogi było w sam raz. Przed podróżą słyszeliśmy mnóstwo obrzydliwych opowieści o przewijanych na łóżku obok niemowlakach i zużytych pieluchach, które wonią rywalizowały z przepoconymi skarpetami i zapachami jakie Chińczycy dość swobodnie uwalniają ze swoich trzewi (zgodnie z zasadą, że nie wolno na siłę trzymać w organizmie nic co chce się z niego wydostać), a których wydzielanie wspiera pochłanianie hektolitrów ekspresowych zupek. Nic z tych rzeczy! Wszyscy byli wyjątkowo kulturalni i cała podróż przeszła naprawdę gładko i bezboleśnie.
Zarezerwuj najlepszy nocleg w Guilin
Zgodnie z wytycznymi z naszego hostelu po wyjściu z dworca w Guilin kierujemy się w prawo. Miał być zaraz mostek, a nie ma… I w ogóle rzeka jest chyba w inną stronę! Oczywiście jak na złość transmisja danych w telefonach ma przerwę na lunch, przechodnie chowają się w popłochu gdy tylko próbujemy się do nich zbliżyć by zapytać o kierunek, a zatrzymany taksówkarz po przeczytaniu adresu ucieka przed nami jak przed ogniem. O co chodzi? Jedynie o to, że jesteśmy bardzo blisko. Już za chwilę trafimy na drugie wyjście z dworca (o którym wspomnieć zapomniała obsługa hostelu) i w 5 minut będziemy na miejscu. Szybki prysznic, odprężające piwo i… mamy popołudnie. Deszczowe popołudnie do tego. Z uwagi na czas, który nieubłaganie próbuje zniweczyć nasze ambitne plany z serii czego my tu nie zobaczymy, decydujemy się na opcję „leniwy turysta” i za zawrotną kwotę 80 rmb wynajmujemy samochód z kierowcą, który obwiezie nas po najważniejszych atrakcjach. Lecimy po kolei: Jaskinia Trzcinowego Fletu (trochę kiczowate, ale z rozmachem- może moje wyczucie smaku lekko „skosło”, ale mi się podobało), przejażdżka motorówką po rzece (w to ewidentnie daliśmy się wrobić bo pogoda nie sprzyjała widokom) i Wzgórze Słoniowej Trąby (trzeba przyznać Chińczykom, że nie brakuje im polotu w wymyślaniu nazw, co?). Jeszcze sceneria Dwóch Rzek i Czterech Jezior z przepięknymi pagodami i lądujemy na deptaku w centrum Guilin- tu się je, pije piwo i robi zakupy. Nie dyskutujemy z tradycjami i oddajemy się ochoczo turystycznym uciechom.
Wracamy na chwilę do hostelu i… ktoś odkręca podniebny kran… milion kranów… milion hydrantów! Burza uderza o świat z łomotem tysięcy przewracanych szaf, deszcz szumi najruchliwszą autostradą, leje jakby całą wodę wypadać chciało.
Wypadało. Jednak na drugi dzień wspomnienie burzy jest wciąż żywe- i na ulicach, i w naszych głowach. Rezygnujemy zatem z rejsu tratwą rzeką Li do Yangshuo i wybieramy bardziej wodoodporny transport, czyli autobus. Dworzec pęka w szwach- majowe święto pracy to komunistyczny wynalazek więc gdzieżby miał być świętowany jak nie tu, w Chinach. Udaje nam się dostać bilety na 14:45- jeszcze nie wiemy, że gdy wrócimy na dworzec pół godziny przed rzekomym odjazdem, dowiemy się, że wczorajsza ulewa odwołała autobusy, których kursy wznowiono dopiero dziś rano, w związku z czym rozkład ma przesunięcie o kilka godzin w liczbie bliżej nieokreślonej (może 3, może 5). Jeszcze nie wiemy, że zorganizowany na prędko busik, do którego wsiądziemy razem z poznanymi na dworcu Kanadyjczykami i Chińczykami, przyoszczędzi na opłacie za autostradę, chytrze ominie policyjną bramkę zamykającą zakorkowaną ulicę, ominie sznur samochodów czwartym (czy piątym) pasem mimo, że zasadniczo w tym kierunku są dwa, a następnie stanie po kolana w bajorze, które jeszcze wczoraj było drogą wylotową na Yangshuo. Jeszcze nie czujemy jaka to będzie radość gdy silnik w końcu zaskoczy i nasza wesoła taksówka postawi opony na suchym brzegu, ani że piękno Yangshuo warte jest choćby i stu takich podróży.
Nieświadomi niczego siadamy w przydrożnym barze by przeczekać czas pozostały do planowego odjazdu autobusu. Ja, gdy tylko zrzucę plecak urywam się z aparatem na wędrówkę zatłoczonymi uliczkami na zapleczu dworca. Mijam chodnikowe warzywniaki i ulicznych mechaników, na jezdni armagedon, na chodnikach muł. Fryzjer wymiata błoto z wnętrza swojego zakładu, przed obuwniczym rośnie stos rozmoczonych kartonów, dzieci płuczą w miednicy towar, który brudna woda zrzuciła w nocy z półek. Nie czuć zdenerwowania, nikt nie lamentuje, a wokół koktajl błota i śmieci, które śmieciami jeszcze chwilę temu nie były. Ktoś gwiżdże pod nosem, ktoś się śmieje, ktoś śpiewa… Zalało? No cóż, taka karma…
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Just me
29 maja 2013Fajny wpis :-) mam nadzieję, że o pięknym Yangshuo też niedługo będzie.
Ola Świstow
29 maja 2013Będzie, będzie :-) Dziś wrzuciłam Tarasy Ryżowe Smoczego Grzbietu: https://pojechana.pl/2013/05/tarasy-ryzowe-smoczego-grzbietu/, a Yangshuo w przyszłym tygodniu (jak się zdecyduję wreszcie, które zdjęcia zamieścić) :-)
Danusia Stawarz
29 maja 2013Czy tam sa cztery osoby (w wysmienitych nastrojach) + spacerowka na tym motorze, czy to tylko zludzenie optyczne?
Ola Świstow
29 maja 2013To nie złudzenie, to Chiny ;-)
Michael Papke
30 maja 2013Zdjęcia super! Jakaś podpowiedź jak najlepiej wydostać się rzeką z Guilin do Yangshuo?
Ola Świstow
31 maja 2013Michael, Guilin i Yangshuo to jak nie Chiny: w każdym hostelu obsługa mówi po angielsku, wszędzie dostępne turystyczne mapy- choćby po omacku to i tak traficie do portu :-) Płynąć można łodzią wycieczkową (drogo i taka trochę nuda chyba) lub bambusową tratwą (taką lepsiejszą, z ławeczkami i daszkiem). Nam niestety pogoda nie pozwoliła na ten środek transportu, ale pogoda już jest o niebo lepsza więc Wam na pewno się uda- zazdroszczę trochę :-)
Michael Papke
31 maja 2013hmm no tratwa brzmi idealnie :) daszku byc nie musi, musi byc klimat :D jeszcze bede na tyle natretny ze podpyta o jakis fajny hostel :) chyba ze CSowaliscie
Ola Świstow
1 czerwca 2013Daszek się przydaje bo tu zarówno słońce jak i deszcz lubią być intensywne :-P W Guilin mogę polecić Guilin Riverside Hostel- czysto, blisko dworca, spacerkiem na głowny deptak, anglojęzyczna recepcja. W Yangshou Showbiz Inn (nazwa może mylić, ale to hostel) – absolutnie fantastyczne miejsce! W sercu miasteczka (na tyłach West Street), przestronne i czyste pokoje, przemiła, bardzo pomocna obsługa i bar na dachu z niesamowitym widokiem.