Do granicy z Hongkongiem mam z domu 15 minut autobusem. Przekraczam ją ze spuszczoną głową maszerując ścieżką dla VIP-ów yyy… znaczy się białych. Za spuszczoną, bowiem głupio mi wobec kolejki obok, w której kłębią się tłumy Chińczyków- postoją tak kilka godzin by w pierwszym hongkongskim sklepie kupić sobie i swoim dzieciom namiastkę lepszego życia- zachodniego ma się rozumieć. Szczęścia przywieźć z powrotem do domu mogą tylko w wyznaczonym przez władze CHRL limicie: pieluchy, amerykańskie mleko w proszku, kosmetyki wyliczone co do sztuki. Na wjazd do lepszego świata muszą mieć specjalne pozwolenie, ja- wizę wielokrotnego wjazdu do Chin by z miasta marzeń wrócić.
Hongkong jest byłą kolonią brytyjską zwróconą w 1997 roku Chińskiej Republice Ludowej pod warunkiem utrzymania przez kolejne 50 lat zastanego ustroju politycznego i gospodarczego, praw, wolności i swobód obywatelskich. Demokracja? Wolny rynek? Wolność słowa? To oczywiste, że rząd Chin od tak tego wszystkiego swoim obywatelom nie pokaże- jeszcze by się przyzwyczaili! Stąd granice, pozwolenia, zezwolenia, obostrzenia.
To specyficzne miasto- państwo rozrzucone na kilku skrawkach chińskiej ziemi szczyci się wieloma „naj”. Jest najwyższym miastem świata – znajduje się tu 112 budynków o wysokości przekraczającej 180 m, a najwyższy Sky100 ze swoimi 484 metrami jest piątym pod względem wysokości budynkiem na świecie (a w tej materii jak wiemy wyścig trwa). Port w Hongkongu należy do jednych z najruchliwszych na świecie i obsługuje co roku około pół miliona statków. Średnie długości życia hongkongczyków należą do jednych z najdłuższych na świecie: kobiety żyją średnio 86,7 lat, a mężczyźni – 80,5. No i wreszcie, ceny nieruchomości należą do najwyższych na świecie, co wynika oczywiście (między innymi) z deficytu przestrzeni.
Tak, jest ciasno. To jedna z pierwszych myśli, które przychodzą mi do głowy, gry próbuję ocenić to miasto. Średnia gęstość zaludnienia wynosi tu ponad 6 tysięcy osób na km kwadratowy, a miejscami dochodzi do 43 tysięcy! 70-piętrowe bloki mieszkalne powciskane w każdy wolny fragment przestrzeni, okno w okno, drzwi, w drzwi. Rzeka ludzi płynąca stale ulicami w pośpiechu nowoczesnego życia, futurystyczne biurowce ze szkła i stali, kluby z zachodnią muzyką, restauracje z zachodnią kuchnią, a między nie wciśnięte ciemne zaułki tradycyjnych azjatyckich targów różności. Miasto schodów, przepychu, wielkich karier i emigranckiej biedy, która wypełza na trawniki w niedzielne popołudnia by piknikiem uczcić dzień wolny od sprzątania cudzych mieszkań. Eleganckie butiki najdroższych marek z limitem odwiedzających, przed którymi w kolejce czeka się na chwilę bycia kimś wyjątkowym (czy tylko ja nie rozumiem tego absurdu?) i ciemnoskórzy sprzedawcy podrabianego luksusu. Zapach drogich perfum i smród sfermentowanego tofu, pośpiech zatłoczonego metra i zaduma buddyjskich świątyni, kult pieniądza i przepowiednie wróżbitów.
Taki jest Hongkong, do którego wciąż wracam by spacerować Aleją Gwiazd, by kolejny raz nie dotrzeć na Victoria Peak z powodu złej pogody i nie zobaczyć panoramy miasta, by wjechać ruchomymi schodami, zwożącymi co rano mieszkańców wzgórz wyspy Hongkong do pracy, do kosmopolitycznego Soho i by zjeść vege obiad w stołówce Świątyni Tysiąca Buddów. Jest ładnie i czysto, językiem urzędowym jest angielski (obok chińskiego), a w sklepach dostępne są europejskie produkty, których w „Chinach właściwych” czasem brakuje. Uwiera mnie jednak ten brak przestrzeni, to dreptanie tłumu, z którego trudno się wyrwać, ten dach krwiożerczych parasoli w porze deszczowej. Dużo bardziej pociąga mnie Hongkong zielonych wzgórz, górskich strumieni i wodospadów- z dala od tłoku, neonów i pośpiechu. Ten Hongkong będzie kierunkiem moich kolejnych odwiedzin.
Pytacie mnie często o nocleg w Hongkongu- ja zawsze śpię w TYM hostelu w Causeway Bay (całkiem tanio i całkiem czysto jak na Hongkong).
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Kuba Los
19 kwietnia 2013Ja jakos polubilem Hong Kong od razu. Kowloon hipnotyzuje w nocy a mniejsze wyspy i ich natura tez sa super… Muzeum Hong Kongu to jedno z najciekawszych jakie widzialem kiedykolwiek. Najgorsze tylko to tandetne light show nad woda wieczorem :)
Polecam ogladnac film Kar-Wai’a „Chunking Express” i nastepnym razem spac w ktoryms z (wielu) hosteli w Chunking Mansions :)
Ola Świstow
19 kwietnia 2013Ja zdecydowanie nie polecam noclegu w tym paskudnym molochu :-P W tej samej cenie można znaleźć czyste i klimatyczne hostele na Central czy Causeway. No i z imprezy na Soho do domu bliżej ;-) W Muzeum HK jeszcze nie byliśmy, ale jest na naszej liście- dzięki temu, że mieszkamy tak blisko możemy sobie pozwolić na niespieszne zwiedzanie i punkt ten został odłożony na wizytę „kiedy będzie padać”.
Kuba Los
19 kwietnia 2013eee tam! jedna noc – dla doswiadcznia! super bylo :P
Just me
20 kwietnia 2013Zgadzam się, i wpis i zdjęcia bardzo dobre, kreują atmosferę miejsca.
Nigdy nie byłam ani w Tokyo, ani w Hongkongu, ale w moich wyobrażeniach te miasta miają coś wspólnego…
kiosc
20 kwietnia 2013Świetne zdjęcia i dawka informacji !!
Sfazowany
1 czerwca 2015A ja już 5 rok mecze sie w Hongkongu. Bez pracy bez znajomych zaraz mi dadzą permanentna rezydencje ale i tak lipa.