Back to home
Azja, Filipiny

Wypadkowa zwrotu akcji

– Chyba złamałam nogę!

– Jak to?!

– Nie mogę na niej stanąć!

Skuter z włączonym silnikiem leżał na środku drogi, obok na jednej nodze stałam ja w zakurzonym kasku, spod którego lał się pot i łzy. Krew sącząca się z miejsca gdzie jeszcze chwilę temu miałam kostkę lewej nogi, utworzyła małą kałużę.

– No to tyle by było z wakacji- powiedziałam. Sama nie wiem czy do przerażonego T. czy do siebie. Płakałam. Z bólu, bezsilności, za złości. Po chwili obstąpiły mnie dzieci, gdy już zaspokoiły swoją ciekawość próbowały wyrazem twarzy przekazać swoje współczucie. Przechodzień zapytał czy potrzebuję pomocy, zatrzymał się tricykl pełen nastolatków:

– Jedźcie za nami, pokażemy wam gdzie jest lekarz! – ale ja nie chcę do lekarza… Boję się.

W tym momencie zza zakrętu wyłoniła się ciężarówka. Skutery nie zajmowały już środka drogi, ale nawet stojąc na poboczu zabierały cenną, potrzebną do wykręcania tak ogromnym pojazdem przestrzeń. Maszyna dusiła się i krztusiła podczas kolejnych manewrów, kiedy otworzyły się drzwi szoferki byłam pewna, że zaraz nam się oberwie. Wściekły Filipińczyk wyskakuje z ciężarówki i biegnie w naszą stronę… Zaraz, zaraz? Wściekły? Nie! On trzyma w ręku samochodową apteczkę, zatrzymał się żeby nam pomóc.

W ciągu kilku minut  zaoferowano nam pomoc kilkanaście razy. Przywołuje w głowie wspomnienia analogicznych sytuacji, które miały miejsce w Polsce (zdarzyło mi się dwa razy w życiu zemdleć w miejscu publicznym) i ze smutkiem stwierdzam, że nie spotkały się one z taką reakcją (właściwie nie spotkały się z żadną). I bynajmniej daleko mi jest od narzekania na nasz kraj, ale nie pierwszy raz pomyślałam sobie, że tu, w Azji, człowiek jakoś mniej jest zdany sam na siebie.

Pół godziny później siedzę na tarasie naszego bungalowu w Corong Corong (plażowa wioska sąsiadująca z El Nido) z odkażoną i obłożoną lodem raną. Przede mną pocztówkowy krajobraz: porośnięty zieloną gęstwiną klif odgradzający spokojną zatokę od reszty świata, biały piasek, turkusowa woda, kokosowe palmy i żaglówka na horyzoncie.

widok z "sanatorium"

widok z „sanatorium”

W ręku szklaneczka znieczulającego kokosowego rumu Boracay, a w głowie myśl: „czy to najlepsze czy najgorsze miejsce na czasowe kalectwo?”. Z jednej strony nie umiem sobie wyobrazić lepszego miejsca na sanatorium, na „siedzono- leżące” dnie z książką w ręku. Z drugiej strony tyle mnie ominie, w tyle miejsc nie pójdę, nie wejdę, nie popłynę…

droga w okolicach El Nido

droga w okolicach El Nido

Na drugi dzień upieram się, że wcale nie muszę siedzieć/leżeć i że chcę jechać na wycieczkę. T. wie, że jak uszkodzona baba się uprze to nie ma przebacz, więc nie dyskutuje i pomaga mi się wdrapać na tylne siedzenie skutera. Po kilku kilometrach na nierównej, wyboistej drodze, ból przeszywający moją nogę staje się nie do zniesienia. Rok temu miałam złamaną jedną z kości tej samej stopy i nie bolało aż tak… Łzy jak grochy płyną po twarzy bo już wiem, że T. ma rację- muszę jechać do lekarza.

prywatna przychodnia lekarska

prywatna przychodnia lekarska

W miejscowej przychodni akurat zaczyna się 2-godzinna przerwa obiadowa. Postanawiamy nie czekać i zgodnie z instrukcjami udajemy się do bambusowej chatki na tyłach ośrodka zdrowia, gdzie prywatną praktykę prowadzi doktor medycyny Nestor A. Reyes, jak wynika z tabliczki na drzwiach, dyplomowany chirurg.

doktor Nestor A. Reyes

doktor Nestor A. Reyes

Po chwili, po plastikowym krześle ogrodowym wdrapuję się na leżankę zbitą zapewne z pleców starej szafy, nad którą na skomplikowanej konstrukcji z metalowych rurek, sprężyn i kabli dynda żarówka.

pacjentka na leżance

pacjentka na leżance

Prosto we mnie wymierzony jest stary wentylator, za bambusową ścianą huczy generator dostarczający do gabinetu prąd. Doktor przystrojony w profesjonalną górniczą czołówkę ogląda uraz. Rechoczę ze śmiechu bo okoliczności przyrody wydają się dość komiczne, złamania podobno nie ma tylko mocno zbita kość. Mina mi rzednie gdy widzę skalpel- ranę trzeba oczyścić. A znieczulenie? W ramach znieczulenia dostaję od doktora obietnicę, że będzie delikatny…

Do plażowej wioski wracam bogatsza w antybiotyk, bandaż elastyczny i środki przeciwbólowe. Potraktowana chirurgicznym ostrzem noga zaczyna zmieniać kolory próbując chyba naśladować niebo, na którym zachód słońca rozpoczął właśnie urzekające widowisko.

– A jak mi utną tą nogę?

– To kupimy ci  sztuczną, najlepszą jaka jest.

– Taką odbajerzoną? Z tytanu?

– Co to jest kewlar?

– To taki materiał wytrzymały jak stal, ale dużo lżejszy. Bolidy Formuły 1 buduje się z kewlaru.

– Czyli będę miała nogę wyścigową?

– Będziesz kustykać jak bolid F1.

zachód słońca w "sanatorium"

zachód słońca w „sanatorium”

 

Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!

Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.

By Pojechana, 27 marca 2013 Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".
  • 13

Pojechana

Człowiek od rzeczy niemożliwych, menadżerka, przedsiębiorczyni, dziennikarka, pasjonatka podróży, miłośniczka gór i cienia palm. Laureatka Travelerów National Geographic Polska w kategorii Blog Roku. Odwiedziła ponad 50 krajów, mieszkała w Anglii, Chinach i Francji. W czerwcu 2015 ukazała się jej debiutancka książka "Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin".

13 Comments
  • Kuba Los
    27 marca 2013

    Chyba każdy musi zaliczyć swój skuterowy upadek. Mój był na wyspie Phu Quoc w Wietnamie w środku nikąd i podobnie odczułem życzliwośc miejscowych. U mnie skończyło się na rozwalonym kolanie i kilku szwach w szpitalu z podobnymi warunkami i bandą lekarzy – dzieci (!). Oby się szybko goiło – kewlar to jednak nie to samo :)

    • Alicja Wonderland
      27 marca 2013

      My też mieliśmy wypadek skuterowy. Także jesteśmy bogatsi o doświadczenia tajskiej hospitalizacji. W sumie okazała się zaskakująco dobra! Znacznie lepsza niż w ojczyźnie. I pomyśleć, że człowiek z „cywilizowanego” świata może dostać lepsze wsparcie w krajach rozwijających się. O czym to świadczy?

      • Kuba Los
        2 kwietnia 2013

        Dobrze że trafiliście na jeden z tych dobrych szpitali w Azji. Na te stać tylko miejsowych bogatych, ekspatów i turystów. Szpital, w którym byliśmy w Bangkoku wyglądał jak… 5 gwiazdkowy hotel :) Natomiast te zwykłe, biedne kliniki dla całej reszty to już inna
        historia…

  • Dogonić Marzenia
    27 marca 2013

    Żadnego kewlaru, proszę mi tam leczyć tą nogę :-))

    • Ola Świstow
      27 marca 2013

      Zdarzenie miało miejsce ponad miesiąc temu więc rana już się zagoiła, ale noga niestety wciąż boli. Pamiętam jednak jak kiedyś
      lekarz, na pytanie czy świeżo po zdjęciu gipsu będę mogła chodzić po
      górach odpowiedział, że w sumie ludzie z ADHD szybciej się zrastają bo
      intensywnie chorych nóg używają, wysyłając im sygnał, że są potrzebne-
      no więc używam ;-)

  • kASIA jalan jalan
    28 marca 2013

    Ja też chcę nogę z kewlaru!

  • Paweł przewodnik
    5 grudnia 2013

    przepiękne miejsce i niesamowity zachód słońca :)

  • Mirosław z Sopotu
    25 grudnia 2013

    No w takim miejscu to można chorować. Może NFZ zacznie fundować takie szpitale? W końcu przez całe życie płacimy składki, więc jakby podliczyć to każdego z nas byłoby stać choćby na jeden turnus uzdrowiskowy w takich uroczych miejscach :)

  • Martyna
    24 czerwca 2014

    Nam na szczęście nic się na skuterze nie stało, ale za to na morzu było już blisko. Zerwał się taki wiatr, że już myślałam, że będziemy musieli biwakować na plaży na bezludnej wyspie. Ale lokalna gościnność i pomoc przyszła w odpowiednim momencie. Lokalni rybacy zabrali nas na swoja łódź.
    http://podrozeobiezyswiatki.wordpress.com/2013/02/04/kajakiem-po-morzu/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dołącz do Pojechańców!

 

Zapisz się do newslettera i otrzymuj raz w tygodniu list z wskazówkami dotyczącymi jednego z Pojechanych kierunków podróży lub rady, jak zrobić sobie fajne życie. Weź udział w ekskluzywnych konkursach z nagrodami tylko dla Pojechańców.

 

Kliknij TU i zapisz się do newslettera!