Lubię być kobietą. Są jednak momenty kiedy wolałabym być facetem, dokładnie trzy: kiedy mam okres, kiedy nie mam gdzie zrobić siku i kiedy pakuję się na wyjazd. O jezusiu!!! To prawdziwa masakra!
Analiza pogody o każdej porze dnia i nocy, przewidywanie możliwych aktywności i wydarzeń przypomina wróżenie z fusów. A przewidzieć chciałabym możliwie jak najwięcej: czy będę siadała na twardym/ zimnym/ mokrym, czy w okolicy będzie basen/ gorące źródła/ plaża, czy będzie tak ciepło/ zimno/ słonecznie/ deszczowo jak zapowiadają, czy będę miała nastrój na kolory/ biel / czerń, czy nie wyskoczy mi pryszcz na dekolcie, czy niczym się nie pobrudzę i czy… plecak nie jest już za ciężki? I jeszcze wszystko musi pasować do siebie i do sytuacji, niby przypadkowo podkreślać walory figury i nie może się za bardzo gnieść. Bardzo istotna jest też elastyczność w komponowaniu różnych zestawów ze spakowanych sztuk odzieży i możliwość zakładania na siebie kolejnych warstw. To ubrania, teraz kolej na kosmetyki.
Wybór spośród flakonów, słoiczków i tubek zagracających łazienkę nie jest łatwy, a jeszcze trzeba wszystko poprzekładać do mini- pojemniczków. Pierwsze podejście do zamknięcia kosmetyczki kończy się fiaskiem. Konieczny jest jeszcze jeden etap selekcji, lecz by go przeprowadzić muszę zastanowić się czy woda będzie twarda, czy będzie dużo słońca, jak bardzo będę się pocić i w którym jestem momencie cyklu. A zmieścić muszą się jeszcze leki: na przeziębienie, zatrucie, bolące gardło/brzuch/pęcherz, ukąszenia, uczulenie, odparzenie- wybór oczywiście po odpowiedniej analizie wszelkich konfiguracji sytuacji, które mogą się zdarzyć. Teraz już z górki, czyli niezbędnik każdej torby/plecaka/walizki, czyli ładowarki, książki, mp3-ki, scyzoryki, turystyczne talerzyki, ręczniki, chusteczki zwykłe, chusteczki mokre, chusteczki do higieny intymnej, gumy do żucia, miętówki, płyn antybakteryjny do mycia rąk, okulary przeciwsłoneczne, dokumenty, mapy, zegarki, kompasy, otwieracze.
A do tego dochodzą jeszcze te wszystkie okrutne dylematy w stylu bluza z kapturem- żeby nie zmoknąć czy suszarka- na wypadek gdybym jednak zmokła?
Tymczasem facet otwiera szafę i odlicza liczbę koszulek równą liczbie dni wyjazdu (przy wypadach dłuższych niż tydzień dzieloną na pół), podobnie z bielizną (mam nadzieję!). Stosunek ilości butów, bluz i spodni wygląda zwykle 1 wyjazd = 1 spodnie/ buty/ bluza, dorzuca szczotkę do zębów, dezodorant, maszynkę do golenia i jest gotowy. Resztą nie zawraca sobie głowy bo wie, że jego kobieta spakowała WSZYSTKO :-)
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
aniaadventure
7 lutego 2013Lepiej tego skomplikowanego procesu nie mogłaś opisać ;D
Michał Maj
7 lutego 2013Facet otwiera szafę, pakuje co lubi nosić, a później na wyjeździe dzieli ciuchy na brudne i brudne, ale jeszcze można chodzić (jak w kabarecie moralnego niepokoju) :)
Anonim
7 lutego 2013A po co maszynka do golenia? ;p
Jacek
7 lutego 2013Świetny tekst! :)
Zależna
7 lutego 2013Takie teksty mi przypominaja, dlaczego jestem Twoja fanka
pojechana
8 lutego 2013No, no! Proszę mi nigdy o tym nie zapominać ;-)
AJ
7 lutego 2013Nie zapominaj o poduszce. Podręcznym namiocie wraz z karimatą. A co z balsamami? Plecak nie pasuje do kooru bluzeczek. Nie wiem też czy komponuje się dobrze ze spodniami.
AJ
7 lutego 2013Z czego Ty żyjesz? ;)
pojechana
8 lutego 2013Z odpowiadania na takie pytania :-P Dzięki, kolejna kasa właśnie wpadła!
Just me
7 lutego 2013Facet (z całą sympatią do Panów) nigdy nie wpadnie, by wziąć ze sobą lekarstwa :-)
A potem: kochanie mamy coś na, no wiesz, sraczkę? A spray na komary? I chyba mnie słońce spiekło…
Ola Świstow
19 czerwca 2013„Kochanie MAMY coś” zawsze mnie rozbraja ;-)
ewa
7 lutego 2013A ja się wyjątkowo nie zgodzę… u mnie mężczyźni zawsze organizacyjnie – pakowniczo świetnie się sprawdzali i mieli te wszystkie niezbędne rzeczy (apteczki, sprzęty nagłego użycia ;)). Co do reszty pakowania – mam jakąś głęboko zakorzenioną paranoję (chyba z czasów kolonii w podstawówce), że będę mieć za dużo rzeczy i że to jest „siara”, więc zazwyczaj kończy się to tak, że mam najmniejszy i najlżejszy plecak/walizkę ze wszystkich ;).
Brania rzeczy na każdą okazję skutecznie oduczyły mnie wyjazdy w góry, gdzie wszystko trzeba było nosić na plecach, a do tego jeszcze liny, karabinki i cały osprzęt – naprawdę odechciewa się dywagacji „top malinowy czy ecru” ;). Co nie znaczy, że czasem (;)) jeszcze nie medytuję nad spodenkami beżowymi lub khaki… ale wtedy pojawia się Mężczyzna i mówi „Ewa, musimy zrobić jeszcze to, to i to, więc decyzja raz dwa trzy” :)
pojechana
8 lutego 2013Racja Ewa! Bo duży bagaż to siara jest! :-D Nigdy nie zapomnę, jak na rowerowym rajdzie po Mazurach wszyscy się nabijali z jednego z kumpli, który miał kosmetyczkę większą od mojej. Nie to, że jego była ogromna, to moja była wyjątkowa malutka, ale powód do żartów był przedni. A to nie było na kolonii w podstawówce, a rok temu w majówkę :-) Postanowiłam wtedy spakować się na 5 dni w 7 litrową sakwę na kierownicę więc musiałam bardzo oszczędzać objętość. Opłacało się, bo lekki rower śmigał jak wściekły po leśnych ścieżkach :-)
urden
7 lutego 2013Przychylam się do komentarza Ewy. Pojedź w góry (najlepiej) autostopem, to skończą się Twoje dylematy z pakowaniem :). Ja należę do tego gatunku ludzi, którzy wolą mieć więcej niż mniej (jeśli idzie o bagaż), ale góry skutecznie mnie z tego wyleczyły. Kiedy mam nieść plecak kilkanaście kilometrów pod górę, kończą się moje dywagacje, co wziąć, a czego nie :D.
pojechana
8 lutego 2013Ten cały skomplikowany proces służy właśnie temu, żeby plecak był jak najlżejszy bo tak się składa, że nie udało mi się nikogo przekonać żeby go za mnie nosił, a już ostatnim chętnym jest (całe szczęście) mój facet :-) Na weekendowy wypad potrafię spakować się w biodrową nerkę :-) Ale zawsze mam w niej wszystko co potrzeba, skompresowane do granic absurdu niemal. Wyćwiczyłam do perfekcji system wielofunkcyjności ubrań i chusty, którą mam zawsze ze sobą- bywa bluzą, kapturem, szalikiem, czapką, plażową sukienką, kocykiem, ręcznikiem, a raz nawet zastąpiła spodnie od pidżamy gdy zaskoczyła mnie zimna noc. I wyobraźcie sobie, że ta chusta pasuje do wszystkiego co mam w plecaku- no co, taka przypadłość ;-)
Just me
8 lutego 2013Fakt, zbyt duży bagaż to jednak ciągle swego rodzaju „siara”, mimo, że podstawówka dawno minęła :-). Jest też po prostu ciężki i niewygodny.
Ale podróże w mniej cywilizowane miejsca, w towarzystwie surowej przyrody, skutecznie, przynajmniej mnie, uczą pokory i że to się tylko tak wydaje, że nocą na pewno nie będzie aż tak zimno, że buty na pewno nie obetrą ani się nie rozwalą, że nikt się nie struje lokalnym żarciem itd. Wtedy dobrze pewne rzeczy mieć. Oczywiście, jak już tu padło – skompresowane do granic możliwości.
wg108
7 lutego 2013no i jeszcze warto mieć malutką flaszeczkę czegoś dobrego, co zimnego rozgrzeje, a zmęczonego na nogi w towarzystwie postawi. Taką niezobowiązującą
pojechana
8 lutego 2013Piersióweczka musi być! :-)
Bodzia
7 lutego 2013;))))) Tekst rewelacja….nic dodać nic ująć…!!!
inspitanzania
8 lutego 2013Zręcznieś to Aśćka ujęła ;)
T.
8 lutego 2013Nie no, seksistowski wpis stawiający mężczyzn na równi z ogrami w przepoconych koszulkach i (mam nadzieję, że nie!) brudnych gaciach :P
A na poważnie, przychylam się do wpisów powyżej. Góry, góry i jeszcze raz góry. Do tego jeszcze dorzuciłbym autostop. To góry najlepiej uczą pokory i przygotowują (w sensie bagażu) do dalszych podróży.
Pozdrawiam z zaśnieżonej Warszawy. U nas wczorajszym wieczorem prawdziwy śnieżny armagedon ;)
Ola
9 lutego 2013Absolutnie prawdziwe…ja mam zawsze podobny problem. Zwykle kończy się to tak, że z ubrań nic mi do siebie nie pasuje, spodni niepotrzebnie biorę o parę za dużo („a jak znowu zmoknę i nie będę miała nic na przebranie?!”), a najważniejszych kosmetyków lub lekarstw po prostu zapomnę. Teraz będę pakować się do bagażu podręcznego do 10 kg, a muszę w nim jeszcze zmieścić śpiwór i aparat (no bo jak bez aparatu?!). Już się martwię, jak zacznę wyciągać rzeczy z szafy ;)
Pozdrawiam i życzę powodzenia!
Ola Świstow
19 czerwca 2013Ja po Azji latam zawsze tylko z podręcznym co, z uwagi na różne zasady różnych linii, ogranicza bagaż do 8 kg, z czego kilogram odpada od razu na netbooka. Ale spokojnie da się w to wszystko pomieścić tylko… trzeba to dobrze przemyśleć- w tym cały „ból istnienia” ;-)
Little Town Shoes
9 lutego 2013Ha! Po roku podroży po całym świecie opanowałam sztuke pakowania do perfekcji zajmuje mi max godzinę i mieszczę sie w plecaku mniejszym od mojego męża!
Little Town Shoes
9 lutego 2013Tzn plecak mniejszy od plecaka męża a nie od męża:) pozdrawiam xo
Ola Świstow
19 czerwca 2013Matko i ojcze uchowaj przed mężami mniejszymi od plecaka ;-)
Kasia mała
12 lutego 2013OK,ok a co ja mam powiedzieć gdy wyjeżdźam pakuję siebie, 2 małych dzieci 1,2 i 3 lata i męża:) nie ważne czy na weekend czy na tydzień lub więcej to jest dopiero jazda hehe:)Buziaki Ola
mamjakty
12 lutego 2013świetny opis! ale pomyśl o tym jak o uzupełnianiu, harmonii, boskiej równowadze – kobiety zawsze biorą więcej rzeczy, które potem o dziwo przydają się również ich facetom (choć wcześniej mruczą swoje pod nosem), za to panowie często profilaktycznie zostawiają trochę miejsca plecaku, bo na bank nie zmieścimy się w swoim:)
MacKati
19 lutego 2013taaak… nigdy nie zapomnę, gdy w czasie pakowania się do auta mój mąż wystawił na zewnątrz moje zimowe buty, bo się nie zmieściły do bagażnika!!! musiałam jechać z jedną parą. chyba kiedyś o tym napiszę :)
elmer
8 maja 2013Niebawem i ja staję przed takimi dylematami i wtedy na pewno będzie ostre cięcie wyposażenia :)
Beatan
18 czerwca 2013Ostatnie zdanie- bezcenne …..ubawiłam się jak mops
……:-)
Ewelina
13 września 2013W sprawach pakowania i nie tylko polecam bloga I love packing! :) http://ilovepacking.blogspot.com/
wanderlust
23 września 2015Bardzo chetnie zajrzalabym na te strone ale podobno potrzebuje zaproszenia. Jakas sugestia?
Kto podróżuje ten żyje dwa raz
15 września 2013O matko, ja też się nie znoszę pakować! I tak zawsze, ale to zawsze muszę się gdzieś w lokalnej pralni oprać, bo brakuje mi rzeczy niezbędnych, a te zupełnie zbędne wracają do domu nienaruszone :) Wydawałoby się, że z czasem człowiek nabierze wprawy czy doświadczenia – a tu niestety klapa :P
AAag
2 marca 2014W Air Asia można mieć tylko 7 kilo, toteż muszę się zmieścić w tym limicie na dwa tygodnie w Tajlandii! Teraz jestem mądrzejsza i się nie bawię w bagaż rejestrowany. Pamiętam moją podróż z bagażem 20 kg, dwa tygodnie w Norwegii, same campingi, dużo chodzenia z plecakiem. Codziennie pod koniec dnia tak bolały mnie plecy, że jak się już położyłam spać, to nie było mowy, żeby się podnieść do rana. Ale twarde podłoże działa fantastycznie na obolały kręgosłup, nawet karimaty nie miałam. Ach, młodość! Dla oszczędności miałam nawet puszki z jedzeniem z Biedronki (dość ciężkie), żeby nie wydawać na miejscu zbyt dużo! Ale wspomnienia… Do końca życia zostaną!
Gosc Ania
6 marca 2014Swietny wpis:)sama mM takie dylematy:)
Julia
6 sierpnia 2014Uśmiałam się przy porannej kawie. Dziękuję za miły początek dnia. :) U nas jest trochę inaczej, bo Sam oddał pakowanie w moje doświadczone ręce, które ograniczyły wagę bagażu na podróży dookoła świata do 10 kilo. Ale nie zmienia to faktu, że pytań „A wziełaś”, a „A mamy” nie brakuje. Tylko do tego dochodzi jeszcze „Ale czemu mi wzięłaś te spodenki?!”, więc chyba niedługo skapituluję… Facet do skomplikowane urządzenie :) Ściskam Cię, baw się dobrze i poznawaj ludzi!
Martyna
26 stycznia 2015Mam dokładnie tak samo, najgorszy jest etap selekcji… u mnie są przynajmniej ze trzy bo niczego nie potrafię odrzucić :/
Ela
10 czerwca 2015Ten plecak ze zdjęcia kwalifikuje Ci się jako podręczny? A jeżeli można spytać ile on ma litrów? :)
Aleksandra Świstow
12 czerwca 2015Tak :-) To jest 40 litrów, ale nie pakuję go do pełna nigdy. I z moich doświadczeń wynika, że w klasyfikacji bagażu jako podręczny najważniejsza jest waga (w niektórych azjatyckich liniach jest to jedyne 9 kg), a nie objętość.
Ela
14 lipca 2015No to muszę jeszcze dopracować kwestie pakowania :P Właśnie wróciłam z pierwszej podróży do Azji (Malezja, jak u Ciebie ;)) i z dumą upchnęłam się w plecak 50l (ale nie był cały wypchany!), niestety w air asia na podręczny się nie klasyfikowałam i trzeba było dopłacać :( O ile z ubraniami byłam idealnie to niestety kosmetyki, lekarstwa i takie duperele, dokładnie tak jak piszesz w poście…
dominika
7 sierpnia 2015Mam pytanie dotyczące wymienionego w liście scyzoryka. Za każdym razem konfiskują mi go na lotnisku. To samo dotyczy małego noża do krojenia oraz złożonych, zapakowanych kijków trekkingowych w bagażu podręcznym. Może masz jakiś sposób na ich 'legalne przemycenie’?
Maua
28 września 2015haha, dobre :) Ja już ten proces mam za sobą – pakowanie na weekend czy tygodniowy wyjazd zajmuje mi jakieś 15 min. jak już się zawezmę ;) Najgorsze były początki – nauczyć się tak dobierać ubrania, aby się ze sobą kompletowały i łatwo dawały zmieniać z eleganckich na codzienne – ale da się zrobić, kwestia praktyki :]
Co do facetów – też prawda :D „Na co ci tyle klamotów??” Tylko później się zaczyna, jak przyjdzie jakiś kryzys: masz suszarkę/plaster/nitkędozębów/widelec/kubek/zapalniczkę/parasol…?
Malena
28 września 2015Idealny opis :) jeszcze do tego trzeba gdzieś zmieścić aparat i obiektyw – co jest nie lada wyzwaniem w lotach z bagażem podręcznym sztuk 1 ;-) No i jeszcze refleksja, która mnie zawsze dopada przy pakowaniu na krótkie wypady kilku dniowe – że ilość dni jest niewspółmierna z ilością bagażu – dlatego zdecydowanie wolę się pakować na wyjazdy od tygodnia w górę ;-)
Liwia
19 marca 2017właśnie kombinuję jak tu się spakować z dwójka dzieci i mężem do dwóch małych plecaków na trzy tygodnie do Tajlandii :) nie chcę by dzieciaki coś nosiły , a i mi nie uśmiecha się targać za ciężki bagaż :)
czytamy Twoje rady :) i skorzystaliśmy już nie jeden raz :)
pzdr
natasza
20 marca 2017To ja jestem pół na pół. I odliczam koszulki, gacie, skarpety co do sztuki na każdy dzień, ale biorę jeszcze suszarkę, mase kosmetyków i trzy bluzy/swetry na tydzień. Aktualnie chodzę dumna jak paw, bo na tygodniowy wyjazd do Słowenii upchnęłam się w małą podróżną torbę, damską torebkę i najlepsze, że udało mi się to zrobić w około pół godziny ;)