Guangzhou, znane w Europie jako Kanton, to 4-te pod względem wielkości miasto w Chinach i 3-ci najważniejszy port przeładunkowy. Jedno z 5-ciu chińskich miast, które w wyniku postanowień zawartych z kolonizatorami po przegranej Wojnie Opiumowej, mogły prowadzić handel z Zachodem. Fabryka świata i centrum wystawiennicze Chin. Ma swoje własne tradycje kulinarne (mówi się, że w Kantonie je się wszystko co ma cztery nogi, poza stołem, co pływa, poza statkiem i co lata, poza samolotem) i swój własny język (kantoński, jeszcze trudniejszy niż mandaryński- naprawdę!). Mimo tego, sprawia wrażenie dużo bardziej chińskiego (przynajmniej w moim odczuciu) niż Shenzhen czy Szanghaj. Jest taki jakby prawdziwszy- z historią wypisaną na ścianach, tradycją wplecioną w codzienne, azjatyckie życie.
Zarezerwuj najlepszy nocleg w Guangzhou

Spacerowaliśmy ulicami Kantonu przez 4 dni, coraz bardziej wsiąkając w jego klimat i przekonując się, że dobrze się czujemy w tej „chińskości”. Oto gdzie zaprowadziły nas ciekawość i nasze cztery (w sumie) nogi:
- Świątynia Sześciu Banianów (nie, nie bananów) zwana również Liurongsi z posągiem śmiejącego się buddy i wysoką na 55 metrów Pagodą Kwiatową (nazywaną tak ze względu na kształt daszków poszczególnych pięter przypominający płatki kwiatów), w której mieliśmy szczęście trafić na lekcje tradycyjnej kaligrafii. Pojawienie się białych twarzy wzbudziło nie lada zainteresowanie, w wyniku którego mistrz podarował nam własnoręcznie wykaligrafowany znak szczęścia i pomyślności.

- Najstarszy w Chinach Meczet Huaisheng, który był niestety w remoncie, ale warto tam wstąpić chociażby dla bardzo ciekawych starych zdjęć Kantonu, które można podziwiać w korytarzach świątyni.

- Deptak po obu brzegach rzeki Perłowej to wymarzone miejsce na wieczorne spacery. Podświetlone wszystkimi kolorami tęczy mosty i barki wprowadzają magiczny nastrój, kamienne ławeczki pozwalają na chwilę wytchnienia, tło muzyczne zapewniają liczne grupy Chińczyków tańczących, śpiewających lub uprawiających na deptaku wieczorną gimnastykę.

- Wyspa Shamian z kolonialną architekturą z czasów, gdy ten fragment piaszczystej ziemi był koncesją brytyjsko- francuską, pięknie odrestaurowana, w której cichych zaułkach chińskie młode pary pozują do zdjęć (każde chińskie miasto ma takie swoje ślubne zagłębie- chyba czas napisać o tym artykuł).

- Zhujiang New Town z fantazyjnymi budynkami Guangzhou Opera House i Central Library, widokiem na wysoką na 600 m (najwyższy budynek w Chinach i 4-ty na świecie) Guangzhou TV Tower i ciekawie zaprojektowanym deptakiem z jeziorkami, mostkami, kładkami i fontannami przecinającym las nowoczesnych wieżowców. Trafiliśmy tam na Festiwal Świateł, który wypełnił przestrzeń świetlnymi instalacjami- jeszcze nigdy spacer po downtown nie był tak przyjemny.

- Znajdująca się 17 km od centrum Kantonu Góra Baiyun (Białych Obłoków), na którą można wejść na własnych nogach, wjechać turystycznym busikiem lub kolejką linową. Z góry roztaczałby się (z pewnością) wspaniały widok na miasto, gdyby nie fakt, że przejrzystość powietrza pozostawia tu wiele do życzenia i widać jedynie zarys najwyższych budynków spowity przez białe obłoki- może stąd nazwa góry? Miejsce to jednak zdecydowanie jest warte polecenia z uwagi na tropikalny las porastający zbocza wzgórza, rezerwat ornitologiczny „Dolina Ptaków” i najprzyjemniejszą w Kantonie (bo pustą) świątynię buddyjską Lendzen z pięknymi ogrodami.

- Park Yuexiu- lubimy chińskie parki więc skierowaliśmy swoje kroki do tego ogromnego zielonego kompleksu. OGROMNEGO! Można tu spotkać Chińczyków uprawiających wszelkie możliwe sporty i grających we wszystkie chyba gry, można tu też poczuć się jak w tropikalnym lesie. Jednak pod względem uroku park ten ustępuje miejsca zboczom Góry Baiyun. Weszliśmy na znajdujące się w parku wzgórze Yuexiu żeby zobaczyć zabytkową Wieżę Zhenhai z 1380 roku- odhaczyliśmy, drugi raz byśmy tam nie poszli na pewno.

- Shangxiajiu Pedestrian Street czyli kantońskie centrum zakupowe i Benjing Lu Pedestrian Street będące centrum jedzeniowo- zakupowym. To trzeba zobaczyć żeby poczuć na własnej skórze (i głowie, która zaczyna pękać od zgiełku, tłoku, kupieckich nawoływań i kakofonii dźwięków po maksymalnie godzinie) co oznacza chiński konsumpcjonizm i jaka siła, poza eksportem, napędza tutejszą gospodarkę. Benjing Street prezentuje również wartości estetyczne dzięki przeszklonym fragmentom ulicy, przez które obserwować możemy zmieniająca się na przestrzeni wieków nawierzchnię- bardzo ciekawy pomysł na historyczną podróż w czasie.

Większość odległości pokonywaliśmy pieszo (tylko do podnóża góry Baiyun i dzielnicy wieżowców podjechaliśmy komunikacją miejską) dzięki czemu wciąż trafialiśmy w kipiące azjatyckością zaułki, na targowiska suszonych grzybów i owoców morza, uliczne garkuchnie, zagłębia KTV (czyli klubów karaoke) i „kartonowe ulice” gdzie Chińczycy przeładowują towar- miejsca, których nie potrafię teraz wskazać na mapie.

Byliśmy zaczepiani przez skuterowych taksówkarzy, handlarzy truskawkami i żebraków, zakrzykiwani przez odgłosy kipiącego wręcz życiem miasta. Na pewno tu jeszcze wrócimy bo bardzo nam Kanton przypadł do gustu.








I jeszcze specjalnie dla Was, krótki film „z widokiem” :-)
httpv://www.youtube.com/watch?v=peTMYsg-Jls
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Kasia Grynda
15 stycznia 2013Shangxiajiu Pedestrian Street jest jedno małe przejście do uliczki z garkuchniami – NIEZIEMSKIMI. Mam tam swoje ukochane stoiska z piegorami – raz nawet stałam i zachwalałam towar :) Pierogi kupowali chińscy turyści :), a ja dostałam zapłatę w pierogach :) Bardzo lubię Guangzhou i już nie mogę doczekać się lądowania jutro w nocy. Jakbyś jeszcze była w mieście i miała ochotę na najlepsze przegrzebki zapraszam ! pozdrawiam Kasia
pojechana
18 stycznia 2013Kasiu w Guangzhou byłam pod koniec grudnia i teraz znowu pewnie dopiero na wiosnę… Ale jakbyś była w Shenzhen to zapraszam do mnie na pierogi :-)
Marcin
3 lutego 2013Ja będę 20 lutego. też mogę wpaść na pierożki? :)
pola
19 stycznia 2013Jest cos prawdziwie „chinskiego” w Kantonie, taka wciagajaca Azja tu jest. Moje ulubione miejsce to Qingping market, gdzie mile panie uzbrojone w paleczki przerzucaja zywe skorpiony z jednej miski do drugiej ;)
Pozdrawiam!
traveleum
20 stycznia 2013Ciekawe jak nazywa się jednostka chorobowa polegająca na nałogowym odwiedzaniu POJECHANEJ? Mam już objawy ;-)
pojechana
21 stycznia 2013Podobno najbardziej uzależnieni potrafią spakować plecak siłą umysłu :-P
Shixuan
31 marca 2014Hej ;)
Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, szukając jakichś informacji o Chinach. Niezmiernie szczęśliwy traf! Mieszkam w Chinach od pół roku i właśnie chciałam poczytać cos o życiu w Chinach z polskiej perspektywy. Być może za rok wybiorę się na studia do Guangzhou, choć wszystko jest jeszcze w sferze planów. Mam takie jedno nurtujące pytanie: Jak Ci się tam oddychało? Z tego co widać na filmiku, to niezbyt zachęcająco… Obecnie przebywam w Tianjinie i ten smog odbiera mi wszystkie siły życiowe, spie po 10-11 godzin ;p
P.S. Masz świetny styl pisania! Czyta się jednym tchem ;)
Stasiu
9 listopada 2014witam wszystkich, jestem w Guangzhou od wczoraj, lekko zagubiony.
Mam jeszcze 4 dni pobytu w tym mieście.
I need help
Artur
21 października 2015Fajny blog. Będę mial niedługo 16 godzin czekania na lotnisku w Guanghzou między lotami. Godziny dzienne. Chciałbym coś zobaczyć. Czy mógłbym poprosić o jakąś wskazówkę ? Czy użyć taksówek ? Jakie orientacyjne koszty takiej wyprawy do Kantonu i powrót na lotnisko ? Pozdrawiam i dziękuję z góry :)
Łukasz
4 września 2016Cześć, mam prośbę o poradę – będę niedługo leciał do Kantonu i chcę na dwa dni skoczyć do Hongkongu, ale chce to zrobić bardzo budżetowo; znalazłem opis jak to zrobić, ale jest on z sprzed wielu lat; wiem, że ceny są zapewne inne, ale czy ta trasa jest teraz do pokonania w taki sposób? „Z Tsim Sha Tsui kolejką do Lo Wu, ok. 45 minut, kursuje co 3 minuty, cena 37HKD, przez granicę na piechotę, potem z Shen Zhen do Guang Zhou pociągiem, ok. 1.5 godziny, kursuje co 20 minut, cena ok. 70-80 RMB. Są też bezpośrednie pociągi i autobusy, ale są dużo droższe”; chyba, że znasz jakiś inny, równie tani sposób? i przy okazji pytanie czy warto się zatrzymać na jeden dzień w Shenzen? z góry bardzo dziękuję za pomoc :)
Aleksandra Świstow
8 września 2016Cześć Łukasz! Najtaniej wychodzi połączenie o którym piszesz. Rozkłady i ceny pociągów możesz sobie sprawdzić tu: http://www.chinatrainguide.com/. Teraz są też szybkie pociągi (30 minut), które dojeżdzają do stacji północnej w Shenzhen, skąd metrem dojedziesz do Lowu. Jeśli chodzi o Shenzhen to jeśli masz więcej czasu, to jasne że warto, ale jeśli kosztem Hongkongu to zdecydowanie nie!
Łukasz
11 września 2016Dziękuję za odpowiedź; na Hongkong zaplanowałem dwa dni, bo uwielbiam go, ale to będzie już moja 5 wizyta w tym mieście; natomiast planowałem zatrzymać się na 2,5 dnia w Kantonie, a przez Shenzhen tylko przejechać, ale teraz właśnie staram się dowiedzieć, które miasto jest ciekawsze – czy zostać w Kantonie, czy może zatrzymać się na 1 dzień w Shenzhen. Które miasto jest bardziej warte zobaczenia?
Magdalena
23 lutego 2017hej,
Wybieram się do kantonu na kilka dni, plan mam bardzo podobny do Twojego, ale mam pytanie – możesz mi polecić dzielnice w jakiej najlepiej szukać noclegu (planuję przez airbnb) z której będe miała łatwy dojazd komunikacją miejską albo na piechotę do miejsc które opisałas? :)