Aaaaaa!!! Do wylotu dwa tygodnie! Zasypiając robię w myślach selekcję ubrań do spakowania i zastanawiam się nad datą imprezy pożegnalnej. Mnóstwo spraw do załatwienia- jestem w swoim żywiole! Jakich spraw? I co to w ogóle za wyjazd? Ano właśnie.
Za dwa tygodnie lecimy do Chin. Nie jest to jednak podróż- raczej czasowa emigracja. Nie jest typowy wyjazd- bardziej przeprowadzka. Głównym zapłonem całego tego bałaganu jest mój życiowy współużytkownik Niemen. To on dostał, jako młody zdolny polski inżynier- konstruktor, propozycję pracy dla niemiecko- chińskiej spółki. Jako, że ja już zdążyłam pożegnać się ze swoją ex- korpo i stałam właśnie na progu nowego życia zawodowego, decyzja była prosta: jedziemy! Tzn. myślę, że w każdej innej sytuacji zadecydowalibyśmy podobnie, bowiem czasowa emigracja, mająca ze względu na egzotyczne okoliczności charakter przygody, zawsze nas pociągała. Tylko pewnie proces decyzyjny trwałby dłużej niż kilka minut rozmowy telefonicznej. Od momentu kiedy padło (niemal sakramentalne) „tak” i został postawiony warunek: „Ola też jedzie” (jak ta muza bez której twórczy umysł się nie obejdzie), kilkakrotnie zmieniał się termin wyjazdu, długość pobytu, etc. Wreszcie dostaliśmy kontrakty na… rok! :-D Zawahałam się co prawda przez chwilę podpisując egzemplarz po chińsku (przez myśl przebiegło, że może to zgoda na oddanie organów za życia), ale ręka nie cofnęła się. Jedziemy!
Fakt, że jedziemy do Chin na kontrakt, czyni ten wyjazd całkowicie innym niż wszystkie poprzednie. Zasadnicza różnica to oczywiście czas. Będziemy w Chinach rok- to długi okres, pierwszy raz będziemy mogli wsiąknąć w odmienną kulturę, obserwować ją od środka, zawiązać prawdziwe przyjaźnie i spróbować znaleźć sobie własne miejsce w zupełnie odmiennym środowisku. Po drugie nie będziemy tam turystami ani podróżnikami, poza oczywiście 30-ma dniami urlopu, które zamierzamy bardzo intensywnie spożytkować: trip po Chinach, Laos, Wietnam, Kambodża, Filipiny? Na co tylko starczy czasu i fantazji.
W Chinach będziemy mieli status rezydenta i dość wysoki status społeczny. Wyższy niż w Polsce. Będziemy mieszkać w ekskluzywnym hotelu na koszt firmy- pierwszy miesiąc w jednym z „the best of” Shenzhen. Biorąc pod uwagę, że na co dzień mieszkamy w kawalerce, najlepszym hotelem w jakim do tej pory byłam (oczywiście podczas wyjazdu służbowego z moją ex-korporacją) jest Hotel Warszawianka w Jachrance, a podczas wszystkich prywatnych podróży mieszkaliśmy zawsze w najtańszych hostelach, będzie to zupełnie nowy świat. Ha! I już jest temat na artykuł! Po miesiącu planujemy przenieść się do trochę skromniejszego apartamentu- dostajemy budżet i wolną rękę. Sama jestem ciekawa naszych decyzji i jak to chińskie gniazdko sobie wymościmy. Jedna z moich przyjaciółek śmiała się, że wkroczę w nowy świat, białych znudzonych „inżynierowych” spędzających czas na rozmowach przy hotelowym basenie. Hmm… Wiecie o czym rozmawiają? Ja też nie, ale jeśli się dowiem to na pewno o tym napiszę :-)
Bilety mamy zabookowane na 13-tego września (ciekawe czy Chińczycy jeszcze coś namieszają z datą), pierwszy przystanek: Szanghaj! Lecimy tam pozałatwiać formalności, w tym zrobić wymagane chińskim prawem „miejscowe” (od „na miejscu”) badania. Będziemy mieli tam opiekunkę z biura, która pomoże nam założyć konta bankowe, kupić karty sim itp. Mamy nadzieję na trochę wolnego na zobaczenie miasta (akurat nasi znajomi z Polski tam będą! wciąż uwierzyć nie mogę jaki świat jest mały!), szanse są spore bo będziemy tam kilka dni, w tym weekend. Z Szanghaju już prosto do naszego nowego tymczasowego domu- Shenzhen.
Jak wygląda proces wizowy dla przyszłych rezydentów? Luksus zaczyna się już na tym etapie bo większość formalności załatwiają firmy uczestniczące i pośredniczące w kontrakcie (nie przywykłam żeby ktokolwiek robił coś za mnie). Nam kazano przygotować jedynie zestaw dokumentów: CV, dyplomy uczelni, potwierdzenie umiejętności zawodowych (takie specyficzne referencje), kilkanaście zdjęć i… test na HIV. Aktualnie w Chinach są załatwiane nasze zezwolenia na pracę, na podstawie których, w Polsce, przed samym wyjazdem dostaniemy roczne wizy.
A jak wyglądają nasze przygotowania? To prawdziwy obłęd! Listy rzeczy „do załatwienia, „do kupienia”, „do zorientowania się” na komputerze, w telefonach i w wersji papierowej. Ubezpieczenia, szczepienia, wynajem mieszkania, dentysta, opieka nad kotem, obiektywy, karty sd, rachunki, urzędy, przewodniki, filmy na długie monsunowe wieczory (słyszeliście chiński dubbing? no właśnie!), podstawowe leki i podstawy… chińskiego!
Lekcje chińskiego to (wciąż nie mogę zdecydować) najbardziej zabawny lub tragiczny element przygotowań. O 4 tonach w języku powszechnie nazywanym chińskim (czyli mandaryńskim) wiele słyszałam. Sylaba „ma” odpowiednio zaakcentowana, może oznaczać matkę, konia, konopie (!) a nawet czasownik „besztać”. Okazało się jednak, że dla nas to za mało! Odmian chińskiego jest wiele, w prowincji Guangdong, w której będziemy mieszkali, językiem obowiązującym jest kantoński, w którym tonów jest 6. Rozmówki Lonely Planet doskonale tłumaczą, rysują o co z tymi tonami chodzi. I ja, w teorii, wszystko rozumiem. Jednak gdy otwieram usta, wszystkie tony brzmią tak samo! Będzie zabawa. W Shenzhen dość dużo ludzi mówi po angielsku, ale to jest „dość dużo jak na Chiny” czyli cudzoziemcy, elita intelektualna i część młodych ludzi. Na pewno po angielsku nie mówią pracownicy sektora usług i sprzedawcy. Czyli te grupy, z którymi podczas codziennego życia w Chinach stykać będziemy się najczęściej.
Rozpisałam się a czas goni. Uciekam sprzed komputera i jadę kupić walizkę. Backpackerski plecak tym razem zostaje w domu. Zupełnie inaczej jedziemy w zupełnie inny świat.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Ania Błażejewska
29 sierpnia 2012Ale super! Jak będziecie się wybierać na Filipiny, dajcie znać (o ile i my tu jeszcze będziemy;)
p.s. a dodatkowo, to jesteś już kolejną z rzędu osobą, która uświadamia nam, jak bardzo nawaliła Krzycha firma we wszelkich kwestiach formalnych i organizacyjnych dotyczących kontraktu… No, ale uczymy się na błędach:)
pozdrawiam!
pojechana
31 sierpnia 2012Mam taką fantazję żeby spędzić swoje 30-te urodziny (26 listopada) na Filipinach właśnie! Ale czy się uda (urlop) to się jeszcze okaże. Na pewno będziemy się odzywać! :-)
zimawub
30 sierpnia 2012Moja rada- nie biez duzo rzeczy, bo wszystko i tak jest „made in China”, wiec po co im to wozic z powrotem? W Shenzehn kupisz wszystko co ci sie wymarzy.
Powodzenia!
pojechana
31 sierpnia 2012Kiedy spojrzałam na metkę kupionej walizki, pomyślałam, że pewnie jej bagażowa dusza już się cieszy na powrót do domu ;-)
Marta.
1 września 2012Powodzenia!!!Na pewno wszystko lub prawie wszysko bedzie,po waszej mysli.A jak zawitacie do Italii,”nigdy nie mow nigdy”,po wlosku,”mai dire mai”to zapraszam na espresso…Pozdrawiam i trzymam kciuki!
pojechana
13 września 2012Oj zawitamy kiedyś jeszcze na pewno i wprosimy się na kawkę jak nic :-) Italia, Ti amo!
jacek_p
6 września 2012moja dziewczyna właśnie z Chin po roku wróciła, ale odwiedziłem ją tylko na trochę i czekałem w PL. Twoja opcja jednak jest fajniejsza.
pozdrawiam b.b. serdecznie
pojechana
13 września 2012Wow! Gdzie była? Co robiła? Dzielny z Ciebie facet, że poczekałeś :-)
jp
30 września 2012a propagandę uprawiała w chińskim radiu;)
Ty już w Szanghaju widzę…. chłoń i opisuj, dobrze się czyta.
pozdrawiam raz jeszcze i setek stron zaczernionych świetnymi zdaniami
-jacek p., ten z klasy w LO
Eliza
7 września 2012Cudownie, fantastycznie! Trzymam palce!
pojechana
7 listopada 2012Dzięki :-)
yellowinside
12 września 2012Powodzenia i zapraszam w miare mozliwosci do Kurei!
pojechana
13 września 2012Będziemy prowokować różne możliwości :-)
gotyska
11 października 2012Powodzenia! Musze przyznać ze Chiny to nie lada wyzwanie. Nigdy nie mieszkałam na stałe ale podróżowałam 4 miesiące. Będę śledzić. Pozdrawiam z Indonezji :)
Sylwia
24 listopada 2012Robimy to samo z chłopakiem! Tylko trochę bardziej skomplikowane i docenię pomoc, wskazówki, cokolwiek! :)
On Niemiec, spcjalista IT- dostał kontrakt na rok w Szanghaju, ja absolwentka, humanistka jadę z nim! :)
Ale nie mam pracy, ani pomysłu jak ją dostać, jak załatwić wizy, czy łatwo znaleźć mieszkanie?
HELP! ;)
Lecimy dopiero we wrześniu, ale od lutego mam półroczne stypendium w Niemczech więc chciałam zacząć się orientować jeszcze w Polsce co i jak
mój mail [email protected]
docenię poświęcenie mi czasu na krótki wykład co i jak :D
Pozdrawiam serdecznie!
Sylwia :)
pojechana
28 listopada 2012Wcale nie bardziej skomplikowane :-) I do tego czasu mnóstwo- cóż za luksus! Spokojnie, wszystko da się załatwić. Sprawdź maila :-) I jeśli masz jeszcze jakieś pytania (a stawiam, że masz ich mnóstwo) to pisz śmiało!
Kasia
20 sierpnia 2013Cześć:)
dzisiaj wpadłam na Twój blog (jest świetny!) w poszukiwaniu jakichś informacji na temat życia w Chinach, bo właśnie w październiku wybieram się do pracy do Szanghaju z chłopakiem na co najmniej pół roku… troche mnie to wszystko przeraża…
i tak czytając kolejne twoje „blogowe” wpisy mam kilka pytań związanych z przygotowaniami do wyjazdu :
– Jak wygląda sprawa ubezpieczenia, załatwialiście to na miejscu czy w Polsce?
– Czy badania lekarskie były konieczne też w Polsce czy tylko w Chinach i ile to kosztowało?
– Jakie braliście szczepionki przed wyjazdem?
Będę bardzo wdzięczna za kilka odpowiedzi i może jakieś dodatkowe ważne informacje :) mój mail to [email protected]
Pozdrawiam,
Kasia :)
Ola Świstow
27 sierpnia 2013Cześć Kasiu!
Nic się nie bój, będzie super (wariacko, ale super) :-) Co do Twoich pytań to:
– Mamy wyłącznie polskie ubezpieczenia podróżnicze (wersje sport). Jeśli masz poniżej 30 lat to polecam Euro26, jeśli więcej to Ergo Hestię (choć nie zaszkodzi zrobić nowy przegląd ofert ubezpieczycieli). Z Euro26 dostawałam już świadczenia (przy innej, nie chińskiej okazji) i nie było problemu. Z Hestią też mam dobre doświadczenia.
– Jeśli starasz się o wizę pracowniczą to w Polsce lekarz będzie musiał wypełnić formularz medyczny (dostępny na stronie ambasady). Nie są wymagane jednak żadne badania, tylko wywiad z pacjentem. Badania do wiz pracowniczych przeprowadzane są w Chinach. Cały proces wizowy opisywałam tu: https://pojechana.pl/2012/11/wizowy-zawrot-glowy/
– Do Chin nie ma obowiązku szczepień, ale że lubię wszelkie azjatyckie kierunki, to pilnuję żeby być zaszczepiona na żółtaczkę, dur brzuszny, tężec i polio. Jakoś mi się wtedy lepiej śpi ;-) Dodam, że chińska służba zdrowia bywa na bakier z przestrzeganiem zasad bezpieczeństwa i higieny (takie niestety mam doświadczenia) i gdybym nie była zaszczepiona przed przyjazdem tu, to pewnie przy pierwszej okazji bym to nadrobiła.
Jakbyś miała więcej pytań to pisz śmiało!