Wczoraj bawiliśmy się do rana więc dzisiejszego dnia nie ma. Jemy, śpimy, drzemiemy, jemy. Okazuje się, że bambusowe bungalowy w ciągu dnia nagrzewają się do temperatury uniemożliwiającej spanie. Dwukrotnie wchodzę w koszulce pod zimny prysznic i kładę się mokra do łóżka- chwila ulgi od gorąca. Chwila, bo za moment ubranie jest suche.
Idąc na Half Moon Party spodziewaliśmy się transowego festiwalu jakie znamy z Europy. Tymczasem była tylko jedna scena (choć malowniczo usytuowana wśród palm) i transy zaczęli grać dopiero późno w nocy (a może to już było rano?), wcześniej leciały deep housy. Ale jak już zagrali to konkretnie! Całą noc było oczywiście bardzo międzynarodowo- poznaliśmy ludzi z Kanady, Niemiec, Australii, Finlandii, Brazylii, Argentyny, Anglii itd. Tak się rozbawiliśmy, że postanowiliśmy uwieńczyć udaną imprezę porannym skokiem do basenu. Zaraz potem do oceanu- jak się bawić, to się bawić!
Wieczorem chłopcy znaleźli resztki sił i poszli na galę Muay Thai(700 bht/osoba). Miałam się tam pojawić w roli “reportera” ale nie dałam rady. Obiecano mi relację na piśmie- no to czekamy!
Cały dziennik z podróży po Tajlandii znajdziesz TU.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.