Egzotykę wyspy Tioman zakrył przed nami szary dym znad pożarów torfowisk wypalanych pod uprawę palmy olejowej (przeczytajcie koniecznie mój artykuł Popsuliście mi wakacje, psujemy naszą planetę). Pierwszej nocy w Kuala Lumpur pogryzły mnie pluskwy (a nic tak nie swędzi jak ugryzienia tych wrednych krwiopijców), do tego mój towarzysz podróży musiał pilnie lecieć do Europy i zostałam sama. Zmieniłam hotel, ale niewiele to pomogło – noc spędziłam na stojąco, bo gdziekolwiek położyłam się, czy chociaż usiadłam, ze wszystkich zakamarków i głębin tapicerki wychodziły krwiożercze pluskwy. Znów zmieniłam hotel, pluskw nie było, ale okropny smród środka przeciw insektom nie pozwalał mi swobodnie oddychać, do tego z szarego nieba zaczął lać deszcz. W pokoju paskudnie, na zewnątrz jeszcze gorzej, chciało mi się wyć. Nawet ulubiony naan był za tłusty, a curry miało posmak mąki. Koniec tego! – pomyślałam sobie. Muszę stąd uciekać, bo się zapłaczę na śmierć. Spakowałam mały podręczny plecak, duży bagaż zostawiłam w bezpiecznym miejscu (czyt. u przypadkowo poznanych Polaków mieszkających w Kuala) i ruszyłam w stronę George Town na wyspie Penang, o którym słyszałam dużo dobrego i który był moją ostatnią nadzieją na wzniecenie iskry sympatii do Malezji.
Najtańszym sposobem dostania się z Kuala Lumpur na wyspę Penang jest autobus. Ja jednak miałam dość niewygód ostatnich dni, dlatego zdecydowałam się na komfortowy pociąg. Potem jeszcze kilkunastominutowa przeprawa promem i byłam w George Town. I tu nagle wszystko się odmieniło!
Zarezerwuj najlepszy nocleg w George Town
W George Town było niebieskie niebo i świeciło słońce. W George Town zatrzymałam się w Magpie Residence – nowiusieńkim, ultra czystym hostelu, który miał absolutnie wszystko, czego podróżująca w pojedynkę kobieta może potrzebować. Uwielbiam koncept dających uczucie prywatności kabin sypialnych i osłoniętych od części wspólnych przebieralni z lustrem w dormie. Do tego byłam w ośmioosobowym pokoju z kuchnią i łazienką sama! Tu zjadłam najlepszą na świecie laksę z krabem, na którą wracałam codzinnie. Tu odkryłam hinduską jadłodajnie z pysznościami za grosze i tu nie mogłam przestać spacerować.
Ulice George Town to prawdziwa uczta dla wielbicieli street-artu, ciekawskiego oka i poszukiwaczy skarbów (zapytajcie w hostelu o mapkę ze street-artowymi trasami spacerowymi). Murale, malunki, graffiti, rzeźby, instalacje, wklejki, wzory, kolory, zakamarki. Lubię takie miejsca – otwarte na kreatywne pomysły, przyjazne twórcom.
George Town to też wymarzona destynacja dla miłośników egozotycznych smaków – to prawdziwe królestwo trzech kuchni: indyjskiej, chińskiej i malezyjskiej, butikowych kawiarenek, przytulnych barów i budżetowych knajpek. Polubiłam George Town. Bardzo. Rozsmakowałam się w nim, rozkochałam. Nie polubiłam tylko tutejszych szczurów (które wieczorami przejmują władzę nad miastem), ale to tylko podkreśla, jak bardzo musiało mi się tu podobać, że nawet tłuste szczurze minusy nie zdołały przesłonić mi plusów.
Trasę mojej podróży dookoła świata możesz sprawdzić TU.
Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy.
Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera!
Carola Travels The World
26 stycznia 2016George Town wspominam do tej pory. Te muralenadaja niepowtarzalny klimat :-)
Pojechana
27 stycznia 2016Ja coś czuję, że kiedyś tam wrócę, bo bardzo chciałabym pokazać to miejsce mojemu A ☺️
Elżbieta Chudzik
26 stycznia 2016moje kochane <3
Adam Szostek
26 stycznia 2016Malezja wypadła kiepsko? Nie wierzę. Dlaczego? :)
Pojechana
27 stycznia 2016No jakoś nic szczególnie mnie nie urzekło (ani natura, ani ludzie), nic wyjątkowego się nie wydarzyło (poza niespodziankową wizytą przyjaciółki, ale to jej sprawka a nie Malezji), a do tego miałam ogromnego pecha do warunków atmosferycznych. Słabiutko wypadła Malezja, oj słabiutko.
Adam Szostek
27 stycznia 2016ciekawe. Ja jestem totalnie zachwycony, definitywnie najciekawsze dla mnie państwo w części kontynentalnej Azji pd-wsch. Mieszkańcy, kuchnia, totalny mix wszystkiego :) Plenery może miejscami monotonne, ale Cameron Highlands i tak wygrywa.
Pojechana
27 stycznia 2016Każdy ma inne doświadczenia w drodze, dlatego i odczucia/oceny są inne (i całe szczęście, ale by było nudno jakbyśmy wszyscy myśleli tak samo) ☺️ Jeśli jesteś ciekawy mojego numeru jeden (dwa i trzy) to zapraszam w piątek na bloga- pojawi się na nim podsumowanie pół roku w podróży (+ zdradzę swoje plany na kolejne 6 miesięcy).
Adam Szostek
27 stycznia 2016a pewnie zajrzę, na na swoim zaraz będę opisywał z kolei dlaczego Malezja aż tak bardzo plusuje :)
aleksandrakaliszan.com
26 stycznia 2016świetne miasto! z pluskwami miałam nie raz do czynienia więc rozumiem, straszne dziady!
Pojechana
29 stycznia 2016Mnie najgorzej pogryzły na promie w Tajlandii- setki ugryzień na plecach ułożyło się w pręgi… wyglądałam jakby mnie ktoś biczował! A swędziało tak, że odchodziłam od zmysłów. Paskudztwo!
Anna Nadia Bandura
26 stycznia 2016U mnie było dokładnie to samo! ;)
Pojechana
27 stycznia 2016Z sympatią do George Town- to jestem pewna, ale z brakiem zachwytu Malezją też?
Anna Nadia Bandura
27 stycznia 2016Si…..!
Pojechana
27 stycznia 2016Uff… od razu mi lżej Już myślałam, że jakaś dziwna jestem
Ewa Wladyczynska
27 stycznia 2016Ja tez tak sadze ,gdyż Malezja mnie nie nie zachwyciła co do George Town to ma swój klimat
Złap trop
26 stycznia 2016<3 George Town i jedzenie! A w Malezji fakt, jakoś też nie czuliśmy się świetnie, no poza Kuala Lumpur, gdzie moglibyśmy zamieszkać :)
Pojechana
27 stycznia 2016Ojej, a ja Kuala Lumpur wyjątkowo nie lubię (jeszcze bardziej niż innych azjatyckich molochów)
Agata Kurbiel
26 stycznia 2016malezja słabo??? a Taman Nagara, cameron hilands? mi się bardzo podobało. W ogóle kojarzę Malezję jako dosyć spokojny, nie spieszący i pędzący kraj o sporej różnorodności kulturowej, hasło „Malaysia- Truly Asia” idealnie go opisuje :)
Pojechana
27 stycznia 2016To czy w danym miejscu nam się podoba czy nie, jest wypadkową wielu czynników, w tym również szczęścia/pecha. Mnie przez miesiąc w Malezji wszędzie (poza George Town) gonił szary dym z pożarów na Sumatrze więc nie miało mi się co podobać, bo nic nie widziałam… Nie miałam też jakiś super interakcji z miejscowymi, a Kuala Lumpur wyjątkowo nie lubię. No nie skradła mi Malezja serca (a dałam jej już drugą szansę).
Danuta/boliviainmyeyes
26 stycznia 2016Naprawde piekne sa te graffiti! Szkoda, ze wciaz ich tak malo na ulicach miast i miasteczek, bo faktycznie maja one moc przeobrazania nawet najnudniejszej dzielnicy w 'uliczna galerie sztuki’.
Anna Rygielska
26 stycznia 2016Ooo, tez byłam w tym mieście. Podobało mi się bardzo. A potem stamtąd wodolotem na wyspę Lankawi. Ale tam było dla mnie już zbyt komercyjnie turystycznie choć pięknie. Wolę dzikie mijsca, mimo ze pozbawione wygód.
Pojechana
27 stycznia 2016Ja na Langkawi widziałam tylko szarość… I fakt, bardzo turystycznie, też zdecydowanie bardziej lubię „dzikie” miejsca.
Carola Travels The World
27 stycznia 2016My w ten sam sposob na Langkawi sie dostalismy. Mnie rowniez nie urzeklo..troche fajniej w glebi wyspy..
Dream Decide Do
27 stycznia 2016ekstra!
Marta
27 stycznia 2016Swietne zdjecia. Nie moge sie doczekac kiedy pojde w Twoje slady :)
Iza Dzięgielewska
29 stycznia 2016Te dzieciaczki na murach… fenomenalne :)
Aleksandra Świstow
1 lutego 2016Słodziaki, co? :-)
Kasia
5 lutego 2016Rewelacyjne fotki !!!! Art,art:)pozdrawiam:)
Karina
5 lutego 2016Przepiękne !
Domi
7 marca 2016Jestem pod wielkim wrażeniem Pani bloga. Świetne treści, piękne zdjęcia i dużo wiedzy o danym regionie. Wcześniej dużo informacji na temat np. Malezji znalazłam na timeonflight.com. Pani blog świetnie uzupełnia się z informacjami znajdującymi się na tej stronie. Bardzo zazdroszczę Pani tylu cudownych podróży i życzę jeszcze więcej.
Discover Asia
13 marca 2018A nasz plan o tutaj:
http://discoverasia.com.pl/tour/malezja-w-swiecie-kontrastow-lipiec-2018/
Anonim
13 marca 2018Byliśmy byliśmy to było moje ulubione miejsce z całej wyprawy do Malezji
Pojechana - The Real Gone
13 marca 2018Moje też <3
Anonim
13 marca 2018Byliście ;)
Anonim
13 marca 2018Było się, było! Monsun przeżyło, pojadło, pochodziło, z tej miłości do miasta nawet utknęło. Mój numer I w Malezji.
Anonim
13 marca 2018Byłam